środa, 26 listopada 2008

Trzynasty post musi być nietypowy...

Tegoroczna „jesienna depresja w moim wydaniu” objawia się strasznym sfrustrowaniem. Aktualnie sama sobie stoję na drodze do szczęścia. Jest mi łatwiej wmówić sobie, że to wszystko jest bez znaczenia niźli przyznać się, że wszystko dawne naprawdę było pozbawione sensu. Jak na porządną kapłankę przystało powinnam składać ofiary, a ja zamiast tego sama ofiarą się czuję. Do tego ta boska gra, istny hazard, zasady na których to wszystko się odbywa mnie przerażają, wręcz budzą grozę.
Tak, wiem, to ja kreuję rzeczywistość, też narzekam ja. Ale, kurcze… czy ja mówię, że mi z tym źle? A poza tym to tylko i wyłącznie nów, który minię, jak każdy nów (a potem wróci znowu, o boże…jakież to życie przewidywalne). Ja chcę do lasu… do mojej brzozy kochanej się przytulić, ale tak daleko i tak zimno chodzić gdziekolwiek. Pójdę, może jutro, może w piątek (po pierwszej próbie poloneza odreagować jeszcze większą frustrację, gdyż F. twierdzi że jestem za delikatna… Nie skomentuję! ).
Niepokojące zmienności nastroju mego. Trochę teraz podramatyzuję w ramach odwiecznej harmonii wszechświata…
Jestem beztalenciem ;( Oni nie powiedzieli mi jeszcze tego tylko dlatego, że chcą bym sama odeszła. Ale Celtka się nie poddaje! Nie mogę zrezygnować tylko dlatego, że mi nie wychodzi, choć przecież wychodzi, ależ oni oczekują, że po miesiącu chodzenia na taniec będę potrafiła zrobić tyle samo, co F. po roku. Tym także jestem sfrustrowana…
Jakież to życie frustrujące. ..
Zamykam się z książką od historii w pokoju i nie wychodzę z niego do piątku. Jutrzejszy angielski niech będzie milczeniem i moją nieobecnością :D

2 komentarze:

  1. Liadan! Ratuj! Ja nic nie kumam :( Pisałam tutaj już komentarz, ale go nie widzę!! Ten nowy szablon mnie wykończy. UFFF... W każdym razie pozdrawiam serdecznie :)))
    Ptasia Piosenka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś sobota, mam nadzieję, że czytasz coś milszego i mniej związanego z obowiązkami niż historia :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...