wtorek, 23 grudnia 2008

Smutkiem pisane

Nie piszę. Nie mam o czym. Życie jest monotonnie nudne, szare niczym niebo za oknem, jak świat i moje myśli, wreszcie jak ja. Czuję jak staczam się w dół stanu, który z dawien dawna jest mi bardzo dobrze znany i mimo wszelkich starań nie potrafię mu zapobiec – czytanie rzeczy samych w sobie pozytywnych, słuchanie nastrojowo wesołej muzyki, zmuszanie się do myślenia o rzeczach miłych… Nie pomaga, bo rzeczy miłe przysłonięte zostały przez te, które miłe były, ale już nie są, listę muzyki słuchanej zdominował doom metal, bo nawet poezja śpiewana nie jest w stanie wprawić mnie w inny nastrój, a czytanie – sięgnęłam po złą książkę, choć jest moją ukochaną.
Zagubiona w świecie pustki, spustoszenia, zła ludzkiego. Jak mam zachować spokój skoro nawet zwykłe codziennej gazety nie potrafię przeczytać bez emocjonalnego jej odebrania? Artykuł na temat tego, co państwo robi z Puszczą Białowieską. Płakać się chce… Podchodzić do tego spokojnie, w jaki sposób? Nie przejmować się tym, że jedyny w Europie las, który przetrwał tysiące lat teraz jest niszczony w imię poprawy gospodarki kraju, bo państwo jest za biedne i potrzebuje tego drewna… I tak jest na całym świecie, wszystko dla pieniędzy, wszystko przez pieniądze… A zwykły zjadacz chleba niech się śmieje z szalonych ekologów, którzy przywiązują się do drzew by ich bronić. Możecie się śmiać, ja będę z Nią płakać nad wami…
Minęło Yule i było to jedno z tych świąt, których z pewnością nie odczułam. Może nie chciałam, może coś sprawiło, że nie mogłam go odczuć za bardzo skupiona na tym czymś. Yule – kojarzy mi się z bardzo jasnym zimowym dniem – biel śniegu i światło słońca. Tego nie było. Była za to szarość, deszcz, który skutecznie pozbawiał nas śniegu, jaki raczył spaść i był silny, nieprzyjemny wiatr. Cały dzień odkładałam spacer do lasu. Poszłam dopiero po zmroku, miało to nie mniej uroku niż gdybym poszła wcześniej, pogoda wszak była taka sama, a ciemno było przez cały dzień.
Nie lubię świąt chrześcijańskich. Rodzinna atmosfera mi się nie udziela w taki sposób, w jaki wpływa na zdecydowaną większość ludzkości. Ja czuję się bardziej samotna niż zwykle, ale zamiast szukać kontaktu z innymi, ja wręcz go unikam, paradoksalnie odsuwam się w samotność. Rodzina… z nią ponoć wychodzi się pięknie tylko na zdjęciach…

3 komentarze:

  1. No, wreszcie jesteś, szara Damo, bo już się niepokoiłam...
    Podpisuję się pod tym wszystkim co napisałaś o Puszczy. Żyjemy wśród barbarzyńców, chociaż optymizmem napawa fakt, ze wszelkie ruchy ekologiczne rosną w siłę. Ludzie jednak zaczynaja się troszczyć - o siebiue samych rzecz jasna, ale mniejsza o motywy.
    Rozumiem Cię również w kwestii tych świąt, podczas których musisz sie uśmiechać, choćbys konała z bólu...brr....Póki co nic mnie nie boli, ale na samą myśl, że MUSZĘ byc szczęśliwa wyrastają mi pazury :))) PBD Pamiętaj o Słońcu! ono ciągle jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam świątecznie, Liadan! Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam taka sama awersje do swiat i innych przymusowych akcji. Jesli tylko moge, wylamuje sie z tych tradycji. To, ze nie mieszkam w Polsce ulatwia mi to znacznie. Czasami mysle, ze to jeden z powodow dla ktorych nie ma mnie tam. Brak rodziny na codzien nie jest dla mnie powodem do cierpienia.
    Tutaj wprawdzie moja wlasna rodzina oczekuje odemnie paru potraw i stworzenia atmosfery ale staram sie to robic na swoj sposob. Mimo to, co roku jestem bardzo zmeczona, szczegolnie w wigilie. Musze to tez zmienic. Nie lubie gotowac jesli musze...ale to tez mozna zmienic.
    Jak wszystko.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...