niedziela, 5 kwietnia 2009

Zielono mi ;)

Zapominam o ludzkich skłonnościach dobrowolnie poddając się kociej naturze - zaczynam mruczeć na Słońcu, wygrzewam się w cieple, każdą m0żliwą chwilę wykorzystując dla własnej korzyści. Czemu suche liście dębu nie pospadały z drzew, ale szumiąc na wietrze złowrogo niepokoją jakże spokojną wiosenną duszę? Czemu Luna świeci na niebie w dzień, podczas gdy ja chciałabym tak sam na sam chwilę ze Słońcem? Pytania i uśmiech na twarzy. Nieistotne.
Czarna spódnica, czarna bluzka i czarny sweter, oczy pomalowane na czarno i czarne pazury. Przesadzam? To tylko image. Na twarzy uśmiech, w oczach niebezpieczny blask. Żyję, kocham, oddycham pełną piersią. Pogodziłam ze sobą zbliżającą się maturę i pragnienie przebywania na łonie natury - wystarczy przecież zapakować w torbę książkę, wybrać się do lasu, na polanę, tam nawet więcej spokoju, więcej ciszy, więc i rezultaty nauki większe. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, zapewne mieli także dziwne myśli. Ich myśli są jednak ich myślami, a mi było tak strasznie przyjemnie. I znowu odzywa się we mnie kocie mruczenie, tak mi ostatnio ze wszystkim przyjemnie. Mój strach jest moim strachem, a skoro jest we mnie, to jedynie ja mogę coś zmienić, by go nie było. I nie ma, bo jest On :) To wszystko dla niego, dla nas, więc niech będzie moją siłą, podporą. To głupie, że też ja czegoś takiego potrzebuję. Uzależniona od natury. Bez niej umarłabym. Czy wiecie jak przyjemnie pachnie las wieczorem? Tego nie da się porównać do niczego, nawet opisać...
Że też mi coś takiego przychodzi do głowy. Poezja jest pierwotną siłą, naturą, więc czemuż miałabym ją sprzedać, wymienić na prozę codzienności? Rezygnacja z czegoś, co dawniej jawiło mi się ideałem, nie oznacza rezygnacji z poezji. Nie, ja jedynie walczę o szczęście w życiu. Nawet ja od czasu do czasu muszę zdjąć swoje kapłańskie szaty i chwyciwszy miecz w ręce zawalczyć, widać sama modlitwa to nie wszystko, trzeba pokazać, że się na coś zasługuje.
Jutro, może nawet jeszcze dzisiejszej nocy, spadnie deszcz a ja chyba bardzo, ale to bardzo będę musiała się postarać by nie popełnić pewnego szaleństwa i nie zatańczyć w kroplach tego deszczu. Wiem, ten deszcz jeszcze nie jest letni, jeszcze nie jest tak ciepło by coś takiego robić i możliwość zaziębienia się jest zbyt wielka. Wiem, ale taniec jest irracjonalny, jest kwintesencją tańca emocji w duszy, więc jakże ja mam kierować się rozsądkiem?
Będzie, co będzie.
Prawda jest taka, że wróciła wiosna a ja zaczynam pisać, coraz więcej i więcej. Może słowom wrócę w ten sposób sens. Tyle się szykuje. Czas pędzi jak szalony. To nie strach, to ciekawość tego, co będzie. Czy stanie się to, na co już niemal rok czekam? Oskarżam siebie, że za dużo "o tym" myślę. Za dużo przy ówczesnym stanie rzeczy, ale co mi tam... Raz się ponoć żyje (i piszę to osoba wierząca w reinkarnacje). Będzie co ma być a ja i tak naiwnie wierzę, że będzie cudownie a moje króciutkie tegoroczne wakacje na długo pozostaną w mojej pamięci...
Moja pamięć, powinnam pozapominać jak najwięcej nieistotnych rzeczy, by zapamiętać jak najwięcej do matury... Wracam się uczyć ;)
Trzymajcie się ciepło. Ostatni egzamin - ustny angielski - mam 13 maja, miejmy nadzieję, że kiedyś będę mogła jeszcze wrócić do dawnych nawyków i codziennie Was odwiedzać ;)

M. brakuję mi Twoich słów, Twojej poezji :)

A tak przy okazji, skoro już ma mi być zielono... ;)
http://www.photoblog.pl/liadan

2 komentarze:

  1. To wewnętrzne mruczenie... ile w tym radości ! :)

    Jak dobrze, że jest wiosna.
    Będę trzymać kciuki w maju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieczęsto czytuję tak prawdziwie brzmiące opisy Natury.. jej siły, magii.. Twoje słowa pachną wiosennym popołudniem spędzanym na polanie..

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...