piątek, 10 lipca 2009

Wędrujemy zmęczonymi ulicami miast

Wracan. Generalnie nic takiego się nie stało by taka decyzja była czymś usprawiedliwiona. Zresztą, któż jakiegokolwiek usprawiedliwienia potrzebuje? Teoretycznie mogłabym porzucić blogowanie na rzecz wyższych wartości, np. wiedzy, poznania świata, który jest tak bardzo mi obcy. W praktyce jednak jestem od tego uzależniona. Niestety nie dane mi uzależnić się od czegoś szlachetniejszego. Grafomanka o narcystycznych skłonnościach pisze bloga, gdyż z całego serca pragnie by świat ją wreszcie zauważył. Ale bez obaw, nie będę krzyczała hasłami, komentowała polskiej sceny politycznej, rozrywkowej i tym podobnych. Nie pojawi się tu słówko na temat tak zwanych sław, ludzi, których pełno w mediach, gdyż autorka tego bloga jak by nie było nie przepada za tą tzw czwartą władzą, ceniąc prawdę. A liczby są tylko liczbami, ilość blogów takich jak mój mało mnie interesuję. Naprawdę.
Dzieląc się moim przeciekawym życiem: poważnie zastanawiam się na rozpoczęciem studiów w tym roku. Nie mam ochoty studiować. Tydzień pracy uświadomił mi, że może to być dość miłe, satysfakcjonujące zajęcie, nie na tyle męczące bym miała narzekać. I z tegoż wynika mój zamiar przepracowania tego roku. Popracuję sobie, może wreszcie zasmakuję tej młodości, która ponoć taka wspaniała, trochę zaszaleje. A przy okazji poprawię to, co tak zaniedbałam i z czego jestem tak bardzo niezadowolona. Cóż, jedyne czego teraz żałuję, to kwoty, którą wpłaciłam na studia w ramach rekrutacji. W poniedziałek okaże się, czy w ogóle miałam szansę studiowania w tym roku. Łatwiej byłoby powiedzieć moim rodzicom, że się nie dostałam i nie będę studiowałam, zamiast, że się dostałam, ale nie chcę studiować. I tak są zdania, że to moje życie i to, co z nim zrobię zależy ode mnie, ale... ale i tak byłoby łatwiej.
Tydzień w Warszawie. To miasto mnie zmienia. Jakoś rzadko sięgam po książki, które towarzyszyły mi ciągle ostatnimi czasy. Mniej Celtów, druidyzmu, magii codzienności. Praktycznie nie mam na to czasu, jednak nawet myślami jestem tym tematom odległa. Praca. Jest ucieczką od uczuć, od myśli. I jest mi z tym stanem doskonale. I byle tylko osiągnąć stan "nie-bycia-nowym" i nie musieć odpowiadać 10 razy dziennie na pytania "i jak ci się podoba, jak ci się pracuje, jak sobie radzisz...?" Co za dużo to niezdrowo. Jutro wolne.
I jest jeszcze coś w tym mieście. Odrażający racjonalizm, posunięty do tego stopnia, że śmiem twierdzić, iż nie odczuwam tu obecności Boga. Było mi łatwo wierzyć będąc na wsi, mając ciągły kontakt z natura, z tym, co pierwotne. Tutaj jest beton, żelazo, stosy papieru, i ludzie. Wszyscy tacy sami bez względu na wiek, płeć, styl, itp. I nienawidzę komunikacji miejskiej. Niestety po 8 godzinach pracy moje stopy są na tyle zmęczone by kilku kilometrowy spacer był wysiłkiem niemal do niezrealizowania.
Widziałam księżyc. I zadałam sobie tylko jedno pytanie - jakie to ma znaczenie?

6 komentarzy:

  1. Witaj Liadan!
    fajnie, że wróciłaś :-) brakowało mi Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Także widziałam wczoraj Księżyc. Był piękny, jak zawsze. Miasto Cię ogłusza, praca ogłupia i wyżyma z uczuć. Nie trać się w tym, bo nie warto. Choćby dla cudowności Pełni..

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz już wiem w czym jesteśmy do siebie tacy podobni. I jam narcystycznym grafomanem. Chociaż narcyzm dozuje sobie w małych dawkach, aby nie zgłupieć do reszty.

    Praca może sprawiać przyjemność- owszem, kiedy jest się młodym i ma dużo energii. Jednak z biegiem lat ma się jej coraz mniej i chciałoby się robić coś mniej męczącego, a nawet coś co dostarcza satysfakcji (prócz wspomnianej przyjemności). I właśnie wtedy studia są niezbędne, by móc robić to co się chce, a nie to co się musi.

    To, że zobaczyłaś księżyc ma takie znaczenie, że jeszcze widzisz, że jeszcze żyjesz. I to mnie cieszy.

    dobrze, że jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Dobrze wiedzieć, że wciąż tu jesteście ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ha jesteśmy i czekamy na kolejne posty ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ano :) Blogowanie uzależnia..
    Robi się przerwy, zmienia miejsca, a jednak wciąż wraca...

    Dobrze, że jesteś

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...