piątek, 7 sierpnia 2009

W szerokim świecie...

Ot, i post na życzenie...

W szerokim świecie bywa mi różnie. Czasami wracam do domu zmęczona, z okropnym bólem głowy i ogólną nienawiścią wobec ludzkości. Gdy patrzę na ludzkie wykolejenia nie jest mi wcale żal. Niektórzy wystarczająco się nad sobą użalają, by nie potrzebować współczucia innych.
Ale są ludzie, którym jednak współczuje. Przyglądałam się pewnej kobiecie napotkanej w tramwaju. Było w niej dużo naturalnego piękna – piękna zniszczonego przez zaniedbanie, jakieś straszne szaleństwo, które niemal krzyczało z całej jej osoby – podarte klapki, włosy w bezładzie, i ten uśmiech na twarzy… Mogła być tak piękna, gdyby jej życie potoczyło się inaczej. A tak wyglądała jak ofiara przemocy w rodzinie.
Swoją pracę wciąż lubię, nawet daję się wykorzystywać zostając po godzinach (dotychczasowy rekord – ponad 12 godzin w pracy jednego dnia). Oczywiście nie kieruje mną dobroć serca i potrzeba pomocy bliźniemu. Czyste wyrachowanie – więcej godzin, większa wypłata. Moja siostra zdążyła mnie nazwać materialistką. To jednak zdaje się zależeć od punktu widzenia. Ja na przykład za materialistę się nie uważam. Nie otaczam się żadnymi dobrami materialnymi. A to, że chcę zarabiać wynika z faktu zrozumienia, iż pieniądze są bardzo pomocne w realizacji marzeń. Marzeniem jest lustrzanka cyfrowa. Model wybrany. Cena mniej-więcej ustalona, teraz wystarczy jedynie odpowiednią kwotę uzbierać. Z licznych wyliczeń wynika, iż potrwa to trochę – ile dokładnie mówi licznik, który pojawił się na tym blogu. Ja wiem, że to strasznie długo. Może uda mi się to skrócić o miesiąc, może dwa. Ale cierpliwości i oszczędności i tak muszę się nauczyć. I chyba nigdy wcześniej na czymś mi tak nie zależało. Cieszę się, że pracuję, dzięki temu mogę spełniać właśnie takie swoje marzenia. Nie muszę liczyć na innych, prosić, wymagać. Moje marzenia są w moich rękach.
Co to tej lustrzanki zaś – zrozumiałam, że kocham fotografię, gdy popsułam swój dotychczasowy aparat cyfrowy (wymagając od niego zbyt wiele?). Brakuję mi aparatu, możliwości zamykania piękna w obrazie.
Czy tęsknię za dawnym koszmarnym życiem? I tak, i nie. Z pewnością tęsknię za lasem, za polami, które w czasie żniw musiały wyglądać przepięknie pozłacane dojrzałym zbożem, za polnymi piaszczystymi drogami, po których można chodzić boso, za tańczeniem i śpiewaniem wśród traw i drzew, za przytulaniem się do kory mojej przyjaciółki-brzozy na uroczysku, za zachodami słońca, pełniami, rozgwieżdżonym niebem, rechotem żab w pobliskich stawach, ujadaniem psów nocami, skrzypieniem furtek. Mam wymieniać dalej? Brakuję mi tamtego życia, znaczna część mnie to właśnie to życie – to moje powietrze.
Ale przecież nie siedzę w mieszkaniu i nie żyję wspomnieniami jak cudownie było dawniej i jak fajnie byłoby gdyby… Znalazłam coś, co nazwałam domem zastępczym, miejsce, w które wybieram się, gdy mam wolny dzień. Nie wiem, co sobie o mnie pomyślicie. Pisałam, że się zmieniam, jednak pod niektórymi względami chyba już się nie zmienię. Nie szukam towarzystwa ludzi, w tłumie zawsze będę szukała samotności. Dlatego warszawskie parki nie mogą być takimi domami zastępczymi. Poza tym – one wcale nie przypominają lasu. Ale są miejsca, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi, a drzew jest wystarczająco dużo by poczuć się przyjemnie, nawet jeżeli tym miejscem jest cmentarz.
Powązki kocham. Ten cmentarz tchnie historią i pięknem cudownych rzeźb, budowli, obecnością aniołów. Są tam cudowne aleje wzdłuż, których rosną drzewa. Mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć jeszcze aleje brzozową, bo wzbudziła we mnie taki zachwyt, że coś we mnie chciało zapłakać z radości. Będę tam wracała.
Za czym nie tęsknię? Za bezczynnością, za siedzeniem w domu i czekaniem aż ktoś raczy zrealizować moje marzenia, za nadmiarem wolnego czasu – kiedy jestem w pracy nie myślę o tym, czego (lub kogo) mi brak.
Żyję. Wykreślam kolejne dni z mojego kalendarza, i jest tak, jak gdybym wykreślała dni mojego życia. Pozostało mi mniej czasu, a ja się tym nie przejmuję.

2 komentarze:

  1. Widzę dużo radości w tym co napisałaś, bardzo mnie to cieszy.

    Na wsi nocami psy ujadają inaczej niż w dzień. Nawet tutaj tęsknią za wolnością. Za niespiesznym życiem.

    Liadan masz świetny styl :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. też lubię cmentarze :) chyba wiem, o czym piszesz i do czego tęsknisz. mając w pamięci obrazy, o jakich piszesz, nie umiałabym się nagle odnaleźć w wielkiej mertopolii, zwłaszcza w warszawie, której całym sercem nienawidzę :) i wciąż czekam, aż ktoś zdoła mnie przekonać, że jest w tym mieście choć skrawek piękna...
    ps. dziękuje za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...