niedziela, 11 października 2009

Dzielić się szczęściem...

Szczęście moje jest szalone, ale jakże ludzkie - zaproponowano mi pracę w innym miejscu na lepszych warunkach (cały etat - dla porównania aktualnie mam 1/4, nie mogłabym zaś liczyć na więcej niż 3/4). Jestem oczywiście świadoma, że to odpowiednio więcej pracy i w pewnym momencie poczuję zmęczenie, ale chyba powinnam być usatysfakcjonowana wypłatą. I pomyśleć, że tyle się mówi o kryzysie i bezrobociu - od kiedy pracuję utwierdzam się w przekonaniu, że jeżeli ktoś chce pracować i się stara, nie powinien mieć w tej kwestii problemów. Chyba, że ma kłopoty ze zdrowiem. Ale to już inna bajka. Cały etat to nie wszystko, gdyż kierowniczka zgodziła się na moje warunki, a raczej cały jeden warunek - mogę pracować tylko od rana do popołudnia, gdyż (i tu kolejna dobra wiadomość, kolejny wielki powód do szczęścia) - WRACAM DO DOMU!!! To ostatni miesiąc mojego "pomieszkiwania" w Warszawie! Stwierdziłyśmy z siostrą, że wiele bardziej będzie mi się opłacało dojeżdżanie do pracy, tym bardziej, że moja mama i tak niemal codziennie przyjeżdża. A wszystkie to szczęście zmierzają ku jeszcze większemu szczęściu - im więcej pracy, tym więcej wypłaty i im więcej zaoszczędzę (za wynajem mieszkania płacę aktualnie 500 złoty, wg ogólnych wyliczeń za dojazd będę płaciła ok 200 zł), tym szybciej uzbieram na aparat i na lepszy model będę mogła sobie pozwolić.
Może śmieszy to jedyni mnie, ale coś takiego ostatnio we mnie jest, że ten aparat stał się niemal moją obsesją. Potrzebuję czegoś, czym mogłabym wypełnić wolny czas; czegoś, dzięki czemu poczuję znów satysfakcję z tworzenia. Wiem - to pułapka. Więcej pracy, mniej czasu wolnego, a więc teoretycznie mniej czasu na to tworzenie. Ale może to i lepiej, to, że mniej czasu wolnego. Może wreszcie przekonam się jak to jest, gdy jesień i zima minie mi bez depresji, bez głębszych załamań nerwowych, itp.
Ah, żeby nie było. Jest jeszcze jeden powód do szczęścia. Od pewnego czasu "znęcam się" nad swoim ciałem poprzez dietę i ćwiczenia. Widać efekty i czuć - po wczorajszym bieganiu dziś ledwo chodziłam, ale chodziłam i nie narzekałam. A jutro znów pobiegam, choćby ból nóg nie minął. Może zacznę uprawiać jogę?
Jutro dowiem się, jak spędzę następny weekend. Jeżeli nie po mojej myśli, będę zła, jak dawno nie byłam. Od trzech miesięcy, a więc od kiedy tylko pracuję nie miałam żadnego wolnego weekendu, więc mi się należy :) Ciekawe tylko, czy ktoś to uszanuję. A weekend mam zamiar spędzić u Keriann ;)
Jutrzejsze popołudnie mam wolne, więc jutro Was odwiedzę.
Pozdrawiam Serdecznie!
Liadan

3 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...