czwartek, 24 grudnia 2009
O Yule, prezencie dla Marcina i życzeniach.
Yule minęło mi bardzo przyjemnie, chociaż – co przyznaję bez wstydu – obyło się bez rytuałów – żadnych świeczek, pieśni, jedynie myśli kierowane ku Bogini, świadomość zmiany. Było bardzo miło spędzić ten dzień w pracy, wszystko przez cudowne towarzystwo znajomego. Tymczasem jestem w domu, tradycyjnie – jutro usiądę przy wigilijnym stole z rodziną, postaram się być miła, chociaż opłatek sobie daruję – dla zachowania szacunku wobec własnej „religii”.
Powyższe zdjęcia są zaś prezentem dla Marcina – mówiłam, że marzy mi się Twoja książka, a któż może realizować moje marzenia, jeżeli nie ja sama?
Miłości – tej najszczerszej, która uszczęśliwia, która sprawia, że życie nabiera barw, sensu, a na twarzy pojawia się uśmiech!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przepis na porażkę
Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...
-
Musiałam trochę poczekać by móc napisać ten post, ze względu na termin ukazania się wzoru, który testowałam, ale skoro ten ujrzał już światł...
-
Tydzień temu udało mi się przyszyć ostatni guzik a tym samym oficjalnie zakończyć dzierganie kolejnego swetra w tym roku. Tym razem mój wybó...
-
Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.