czwartek, 21 stycznia 2010

Gdy wszystko się zmienia, a wszystko to jednak za mało...


Życie. Dzień za dniem, i nowy rok, styczeń niemal minął. Czas gna przed siebie i choć zabrzmi to absurdalnie – zastanawiam się, czy aby na pewno ja gnam z nim, czy przed siebie? Wrażenie jest takie jak gdybym prawdziwe ja zgubiła gdzieś po drodze. Długie, rude włosy powiewające na wietrze, dłoń spoczywająca na szorstkiej korze ukochanego drzewa i oczy utkwione w bezkresnej dali. Krzyczę do Ciebie, pytam „gdzie jesteś?!”
Tęsknie. Nauczyłam się żyć z tęsknotą. Nigdy nie nauczę się żyć bez miłości. Tęsknie. Długie wieczory, gdy słońce zachodząc otwiera bramy zaświatów i rozpoczyna po nich wędrówkę. Tęsknię. Krople deszczu zmywające zmęczenie dnia z liści; krople, w których odbija się wszechświat.
Tęsknię i kocham. Ciągle tak samo mocno. I gdybym teraz mogła to choćby w ten okropny mróz i przez zaspy największego śniegu, ale poszłabym do lasu, na kochane Uroczysko – najpierw przytuliłabym policzek do brzozy a potem złożyła na jej korze pocałunek.

Długie, zawiłe drogi. Podróż bez chwili wytchnienia i strach, czy aby na pewno życie zatrzyma się w odpowiednim momencie, bym mogła zobaczyć, poznać i dokonać tego, co mi przeznaczone.
Sny mówią językiem podświadomości.
Sny mówią o strachu.

Niepewność i znak zapytania przede mną. Myśli, które są tak samo głupie jak straszne – myśli o tym, by wrócić do domu i garść tabletek popić jakimkolwiek alkoholem. Położyć się spać i nigdy więcej się nie obudzić. Po tych wszystkich latach jestem po prostu zmęczona.
Dzika ma wakacje. Od jak dawna nie wiem, tak samo jak nie wiem, kiedy wreszcie postanowi wrócić i użyczyć mi swojej niekończącej się energii życiowej.
Czekam do wiosny.

Damian postanowił wrócić, odnowić znajomość. Ciągle się zastanawiam po co mu to? Myślę, że po czasie, który minął odkąd rozmawialiśmy ostatnim razem, że się zmieniliśmy. Każde poszło w swoją stronę i czy coś nas jeszcze łączy? Coś więcej niż przeszłość? Kochałam go. I sama się zastanawiam nad słusznością użycia czasu przeszłego. I love you so, never let go. To było głupie. Młodzieńcze. Lekkomyślne. Gdy serce podąża za własnym głosem, nie pytając rozsądku co o tym myśli. Tamten wieczór na zawsze zapisał się w mojej pamięci uśmiechem na twarzy, zapachem akacji.

To był ostatni raz. Jakkolwiek takie deklaracje wydają się zabawne. Nie ostatnia miłość. Nawet teraz jej smak jest diametralnie inny. Ma inne imię. Bardzo bliskie, czułe, wspaniałe. Ale to nie był, nie jest i już nie będzie głos serca sam w sobie, rozsądek zawsze będzie miał w tym swój udział.
Niemal trzy tygodnie. Kiedyś spytałam dokąd zmierzamy i ciągle to pytanie jest gdzieś blisko, chociaż odpowiedź także zdaje się być coraz bardziej oczywista. Dla mnie to zawrotne tempo zmian. Rozumiem, że przy „byłym” zmarnowałam rok życia, ale to chyba nie najlepszy powód, by teraz tak pędzić przed siebie? To nie ma znaczenia. Pytanie retoryczne. Wystarczy godzić się na to, co dzieje się w życiu, ono samo pokaże, co będzie dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...