środa, 20 lipca 2011


Bywam dziwną istotą, potwierdzam regułę iż kobieta zmienną jest. Więc dopada mnie chwilowa depresja, gdy szukam nowych wyzwań i stwierdzam, iż nie na moje one siły a razem z nią pojawia się postanowienie poprawy i zapał goniący do pracy nad sobą. Więc w nadchodzącym czasie aparat odkładam na półkę i biorę się za rysunek by nie zaprzepaścić tego, co udało mi się wypracować przez ostatni rok. I kiedyś, pewnego dnia, z dumą stwierdzę, że wreszcie stałam się artystką, a kiedy ten dzień nadejdzie zapewne postanowię także zapisać się na jakiś kurs, albo studium policealne dla plastyków/malarzy, a gdy moje umiejętności będą duże i będę miała wreszcie własny warszat to...

Tak, wiem, słowa, słowa, słowa... A tu małżestwo, wyjazd i pewnie jakieś dziecko by się chciało kiedyś mieć (chociaż gdyby to zależało ode mnie?) więc swoje dalekosiężne plany ograniczam do dnia dzisiejszego, tego tygodnia. I oto postanawiam postarać się (!) wygospodarować czas na rysunek. Ale prawda, jak to prawda - jest taka, że nie do końca jest tak, że ja nic, ale to nic, nie robię. Bo gdzieś tam,w domu, na stole (gdyż biurko nadal jest w fazie pięknego projektu) leży karton (1000 na 600 cm) a wokół niego ciągnie się celtycki przeplot a na środku z dnia na dzień wyrasta wielkie drzewo. Idea już wcześniej wyrosła w mojej głowie i jak na idee przystało rozrasta się razem z dziełkiem, może to skutek wdychania dziwnego zapachu terpentyny? P. twierdzi, że nie powinnam malować trzy godziny przed snem. Ale czytam sobie o terpentynie i oto ma ona (ponoć) sosnowy zapach, stosowana jest na nerwobóle. I czytam dalej i dowiaduję się, że jest szkodliwa, więc P. jak zwykle, ma rację. Skoro jednak jest tak szkodliwa, jak można by sądzić to jako artystka, może umrę wcześnie mając nadzieję, że wcześniej dorobię się czegoś znakomitego!

2 komentarze:

  1. Nie wiem czy się czegoś dorobisz, ale profil masz piękny :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapach terpentyny to zapach mojego dzieciństwa :D Mój tata dzielił pracownię ze znajomą malarką kiedy byłam w wieku "pełzającym", a że często tam wtedy siedziałam pod deską kreślarską bawiąc się skrawkami kalki, to się nawąchałam...
    Hm, i może w sumie to coś tłumaczy w kwestii tego na co wyrosłam... ;)

    Z kursów - jeśli masz możliwość, zapisz się na kurs przygotowawczy na ASP z rysunku i malarstwa - oczywiście pewnie zależy kto prowadzi, ale zasadniczo dużo daje i otwiera oczy na wiele spraw związanych z tworzeniem :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...