wtorek, 6 grudnia 2011

Daughter of the Forest, Juliet Marillier


Chciałabym dzisiaj podzielić się z Wami moim zachwytem nad książką Pani Juliet Marilliero  wymownym tytule  - Córka Lasu (Daughter of the Forest) a jednocześnie wyrazić oburzenie, że tak piękna literatura nie jest tłumaczona na język polski i dostępna szerszej publiczności. Oczywiście książka na podstawie znanej baśni braci Grimm o sześciu łabędziach.
Córka Lasu to historia młodej dziewczyny, Sorchy i jej sześciu braci, którzy mieszkają w miejscu zwanym Sevenwaters położonym gdzieś wśród lasów zielonej Irlandii. Ich matka umiera przy narodzinach Sorchy, więc wychowaniem dziewczyny zajmują się głównie jej starsi bracia - ich ojciec a jednocześnie król Sevenwaters pochłonięty jest bez reszty ideą obrony swych ziem przez najeźdźcą z Brytanii i Normandii. Akcja książki zaczyna się jednak w momencie kiedy złapany zostaje Bryt na terenach Sevenwaters - najmłodszy z braci, Finbar z pomocą Sorchy ratuje go przed torturami i pewną śmiercią, udzielają mu pomocy i schronienia. Niespodziewanie ich ojciec bierze ponownie ślub. Cześć rodzeństwa obdarzona szczególnymi darami dostrzega zagrożenie, lecz nie są w stanie zmienić decyzji ojca. Lady Oonagh, macocha, zaraz po ślubie ujawnia prawdziwe oblicze i stara się zniszczyć rodzinę  przez niszczenie tego, co było specjalnie drogie i ukochane dla każdego z rodzeństwa. Kiedy decydują się oni na działanie - zamienia ich w łabędzie i jedynie Sorcha ucieka w las unikając losu swych braci. To właśnie Pani Lasu  mówi jej, że zdjęcie zaklęcia wymaga utkania sześciu koszul z rośliny o nazwie gwiazdnica (łac. Stellaria, ang. starwort), która sprawia jej ból i rani palce ponadto musi zachować milczenie i nikomu w żaden sposób nie może opowiedzieć swojej historii. To co jej się przydarza zazwyczaj jest dramatyczne, jest bliska śmierci, od której ratuje ją kolejny Bryt -  Red, który zabiera ją do swoich posiadłości w Brytanii i obiecuję chronić by mogła spokojnie skończyć swoje działo. W Harrowfield Sorcha nie znalazła jednak spokoju, moc złej lady Oonagh dotarła i tutaj, ponadto jest Iryjką w obcym wrogim kraju.  W końcu Red by ją chronić przed własnymi poddanymi i rodziną bierze ją za żonę i wyjeżdża by odszukać zaginionego brata. Powraca w najbardziej tragicznym momencie - na skutek niefortunnych zdarzeń Sorcha ląduje na stosie razem ze swoimi, niemal ukończonymi koszulami. W ostatnim momencie wzywa braci i jednemu za drugim narzuca na łabędzi kark gotową koszulę, jedyną osobą, której koszula nie została ukończona jest Finbar. Ją sama zaś przed ogniem ratuje Red. Jakiś czas później zaś razem z braćmi wyrusza w drogę powrotną do Sevenwaters -nie zastają jednak Lady Oonagh a ich ojciec, objęty żałobą po ich stracie niemal postradał zmysły. Nic juz nie jest jednak takie jakie było przed tymi zdarzeniami i rodzina się rozpada.

Ze swojej strony więc napiszę, że książka mi się bardzo spodobała a ostatnie rozdziały czytałam z zapartym tchem, sam początek także jest dość ciekawy, choć akcja czasami niemiłosiernie się ciągnie i przeciąga. Klimatycznie celtycko-druidzka - pojawia się motyw ludu fey, który mąci w ludzkim życiu i manipuluje przeznaczeniem, jeden z braci kształci się na druida, drugi posiada dar Wzroku, sama Sorcha jest zdolną zielarką. Czytanie było dla mnie miłą odskocznią od książek, które w ostatnich czasach czytałam a zagłębienie się w tych klimatach sprawiło mi ogromną przyjemność. W związku z tym, że jest to książka po angielsku napiszę jedynie, że napisana jest w dość przystępny sposób i jeśli coś sprawiało mi trudność to były to nazwy roślin.
Oczywiście na tym nie koniec, jestem właśnie w trakcie czytania kolejnego tomu serii Sevenwaters - "Son of the Shadows" i gdy tylko skończę podzielę się z Wami recenzją.

Nie umiem pisać recenzji książek. A może umiem, ale zapomniałam jak to się robi i lenistwo własne jakoś uniemożliwia mi skutecznie odkopanie tej umiejętności z odmętów niepamięci. Pisząc tą zastanawiałam się, czy aby nie powinna zawierać bardziej skrótowego streszczenia akcji, czy nie jest to zbyt wielki spoiler. Stwierdziłam jednak, że recenzja, jeśli ma być poleceniem książki musi zawierać informację o tym, co się w książce dzieje - bardziej zaś skrócić tej książki nie potrafię i nie chcę - wiele szczegółów nie opisałam, więc chętni znajdą w niej coś co ich pozytywnie zaskoczy. 

2 komentarze:

  1. bardzo lubiłam baść o dzikich łabędziach (ilość różna :P - ostatnio jestem katowana jedenastoma :P) między innymi dlatego, ze noszę takie samo imię jak główna bohaterka u Andresena :)

    Nie powiem, taka wersja jednak bardziej chyba do mnie przemawia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam tą książkę w Twoich czytanych na lubimyczytac.pl i byłam strasznie zaintrygowana co to takiego, bo tytuł i okładka bardzo zachęcające :) Teraz tą recenzją zaintrygowałaś mnie jeszcze bardziej (kocham baśnie, zostało mi to z dzieciństwa), ale niestety nie potrafię czytać po angielsku. Cóż, pozostaje mi tylko liczyć, że kiedyś doczekamy się tłumaczenia.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...