niedziela, 16 grudnia 2012

Przedświątecznie

Po raz pierwszy postanowiłam kilka prezentów wydziergać osobiście, więc ostatnim czasy mój dzienny harmonogram jest napięty i wszystko dzieje się na szybko. Wczoraj Patryk przywiózł naszą pierwszą wspólną choinkę. Od razu ją ubraliśmy, jak się okazało, ku uciesze Szyszki, która nawet w tej chwili pod nią śpi ;) Jak widać na załączonym obrazku nie obyło się bez bałaganu, trzeba będzie zrobić jakieś zabezpieczenie by nie właziła do doniczki i nie rozrzucała piasku po pokoju.

By jednak nie było, że wszystkie wydziergane rzeczy będę pokazywała po świętach muszę się przyznać do czegoś. Gdy w wydzierganej przez siebie pixie hat poszłam do pracy koledze spodobała się tak bardzo, że poprosił o wydzierganie mu takiej.  Spodobała mu się także włóczka, więc sam wybrał tą samą Malabrigo Worsted, w kolorze Vaa. Nie mam zdjęć czapki na właścicielu, ale jakieś zdjęcia tam mam i pokazuję:




4 komentarze:

  1. Hyhy, wygląda na to że od mojej prośby rozpocznie się moda, a Ty zostaniesz krajową kreatorką i dillerką pixiowych czapek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie fajne te czapeczki :)

    To musi być strasznie urocze, tak ubierać choinkę z mężem w asyście kota :)

    Pozdrawiam Was :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się co mój kociak zrobi jak będziemy choinkę ubierać. Mam dużo cennych bombek, już się boję:)
    A Twoja już szyszeczkę zastąpiła:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
  4. Krucza - to będzie koniec świata. Jacek chciał taką czapkę właśnie ze względu na jej unikalność, gdyby stała się zbyt popularna straciłaby dla niego cały czar.

    Nat - doprawdy urocze, zawieszać bobki i patrzeć jak kot je zrzuca z choinki. Albo jak już uda jej się zrzucić jakąś z samego rana i turlać ją po podłodze... ]:->

    Marleno - dlatego my mamy same plastikowe bombki. Po tym jak wlazła na choinkę okazało się to najlepszą decyzją jaką mogliśmy podjąć.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...