wtorek, 30 grudnia 2008

Ostatni post tego roku

Raz, dwa, trzy…
Otwierasz oczy i widzisz świat moimi oczami.
Wyobraź sobie las o poranku. Taki, w którym mgła jeszcze unosi się nad ziemią, ale już pierwsze promienie słońca przebijają się przez liście. Potrafisz sobie to wyobrazić? Więc teraz kolejne zadanie - znajdź to miejsce. Uwierz, wystarczy jedynie chcieć.
Przybywający z każdym nowym dniem księżyc sprawia, że powracam wspomnieniami do minionego roku i marzę o zieleni traw, drzew, świata. A w marzeniach tych wygrzewam się w Słońcu południa, spoglądam z ciekawością w tafle mojego małego jeziorka na uroczysku, z nadzieją, że kogoś w niej ujrzę. Otwieram oczy by zobaczyć, jak mróz posrebrza świat nie licząc się wcale z tym, że Słońce świeci jasno. Minęło Yule, nadchodzi Imbolc. Mija kolejny rok. Oby nadchodzący był jeszcze lepszy, owocniejszy niż miniony, we wszystko.
Dzisiejszej nocy udam się w jedną z wielkich podróży. By jednak rano nie obudzić się z wrażeniem iż był to jedynie sen przygotuję zeszyt i wszystko zapiszę. Ubierając przy okazji w piękne słowa jak to ja zwykłam czynić.
Z rzeczy przyziemnych, o których ostatnio pisać mi się nie chciało: kolejny już raz jestem szczęśliwą posiadaczką rudych włosów. Już niedługo studniówka, która zaczyna we mnie budzić przerażenie. Wcześniej jednak witamy nowy rok, więc w ramach pożegnania starego, krótkie jego podsumowanie.
Jednoznaczna ocena z pewnością nie jest możliwa (wbrew poglądowi, że nie ma rzeczy niemożliwych).
Początek, styczeń – operacja. Koszmar, który trwał przez kilka miesięcy. Koszmar, bo nadal trudno mi uwierzyć, że coś tak strasznego mogło mi się przytrafić, trudno uwierzyć, że coś takiego stać się mogło w życiu. Te kilka miesięcy, o których próbuje zapomnieć, choć pamiętając nie szybko zgodzę się na kolejny koszmar. Trudno mi powiedzieć, kiedy się skończył. Koniec maja był przełomem, po nim wszystko nabrało zupełnie innych barw. Szaleństwo, które zdecydowanie było źródłem wielkiego szczęścia, choć niestety nie tylko. Lipiec, moje urodziny, spotkanie z Keriann – zdecydowanie jedno z dwóch największych osiągnięć tego roku. Przezwyciężenie wreszcie tego, że znajomi z Internetu nie są prawdziwymi znajomymi i satysfakcjonująca myśl, że wreszcie mogę powiedzieć – mam przyjaciół! Kolejne miesiące mijały pod tym samym znakiem szczęścia i szaleństwa, a potem przyszło jeszcze jedno szaleństwo. Teraz widzę, że gdyby nie pewien problem moje życie byłoby naprawdę zbyt cudowne i bajeczne, musiał być. Bo szaleństwo pokazało swoje negatywne strony i pokazuje je do dziś, jeśli ktoś zna antidotum to ja poproszę.
Nadchodzący rok – kilka planów, w tym zdanie matury i dostanie się na jakieś studia, praktyczny kurs wiedź mienia po maturze… Wszystko będzie dobrze, bo niemal wszystko to jest w moich rękach. Jeżeli nie będzie, to ja już się postaram by było.
W sumie – by tak pozytywnie nie było – mogę powiedzieć, że zwykle tak mówię, a potem i tak wychodzi inaczej niż chcę, co jednak nie oznacza, że nie fajnie ;)

wtorek, 23 grudnia 2008

Smutkiem pisane

Nie piszę. Nie mam o czym. Życie jest monotonnie nudne, szare niczym niebo za oknem, jak świat i moje myśli, wreszcie jak ja. Czuję jak staczam się w dół stanu, który z dawien dawna jest mi bardzo dobrze znany i mimo wszelkich starań nie potrafię mu zapobiec – czytanie rzeczy samych w sobie pozytywnych, słuchanie nastrojowo wesołej muzyki, zmuszanie się do myślenia o rzeczach miłych… Nie pomaga, bo rzeczy miłe przysłonięte zostały przez te, które miłe były, ale już nie są, listę muzyki słuchanej zdominował doom metal, bo nawet poezja śpiewana nie jest w stanie wprawić mnie w inny nastrój, a czytanie – sięgnęłam po złą książkę, choć jest moją ukochaną.
Zagubiona w świecie pustki, spustoszenia, zła ludzkiego. Jak mam zachować spokój skoro nawet zwykłe codziennej gazety nie potrafię przeczytać bez emocjonalnego jej odebrania? Artykuł na temat tego, co państwo robi z Puszczą Białowieską. Płakać się chce… Podchodzić do tego spokojnie, w jaki sposób? Nie przejmować się tym, że jedyny w Europie las, który przetrwał tysiące lat teraz jest niszczony w imię poprawy gospodarki kraju, bo państwo jest za biedne i potrzebuje tego drewna… I tak jest na całym świecie, wszystko dla pieniędzy, wszystko przez pieniądze… A zwykły zjadacz chleba niech się śmieje z szalonych ekologów, którzy przywiązują się do drzew by ich bronić. Możecie się śmiać, ja będę z Nią płakać nad wami…
Minęło Yule i było to jedno z tych świąt, których z pewnością nie odczułam. Może nie chciałam, może coś sprawiło, że nie mogłam go odczuć za bardzo skupiona na tym czymś. Yule – kojarzy mi się z bardzo jasnym zimowym dniem – biel śniegu i światło słońca. Tego nie było. Była za to szarość, deszcz, który skutecznie pozbawiał nas śniegu, jaki raczył spaść i był silny, nieprzyjemny wiatr. Cały dzień odkładałam spacer do lasu. Poszłam dopiero po zmroku, miało to nie mniej uroku niż gdybym poszła wcześniej, pogoda wszak była taka sama, a ciemno było przez cały dzień.
Nie lubię świąt chrześcijańskich. Rodzinna atmosfera mi się nie udziela w taki sposób, w jaki wpływa na zdecydowaną większość ludzkości. Ja czuję się bardziej samotna niż zwykle, ale zamiast szukać kontaktu z innymi, ja wręcz go unikam, paradoksalnie odsuwam się w samotność. Rodzina… z nią ponoć wychodzi się pięknie tylko na zdjęciach…

wtorek, 16 grudnia 2008

konkret

Jeżeli spotkacie nadzieję, powiedzcie by do mnie wróciła.
Jeżeli spotkacie sens powiedzcie, że go poszukuję.

sobota, 13 grudnia 2008

"Smutek serca, serca samotnego"

Już nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak samotna jak dziś. Jakieś myśli się rodzą, dawne postanowienia i przekonania umierają. Czuję się skrzywdzona. Bez względu na wszystko nie miał prawa się tak względem mnie zachować. Czy zrozumie sens moich słów? Czy usłyszy to, co mu powiedziałam? Nie wiem. Może rzeczywiście woli stać z książką pod ścianą zamiast podejść do mnie, porozmawiać. Może niech tą samą książkę zabierze ze sobą na studniówkę…
Nie zrozumiał, albo zrozumieć nie chciał…

Może to ja się mylę, może moja utopijna wizja tego, jak powinna wyglądać przyjaźń jest tylko i wyłącznie marzeniem nie do zrealizowania. Może rzeczywiście jest tak, że jak się dwoje ludzi pozna to po co mają utrzymywać ze sobą kontakt, skoro na dodatek nie mają o czym rozmawiać…

To, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać jednak o czymś świadczy. To jasne.

piątek, 12 grudnia 2008

Ostatnia pełnia tego roku

Gdybym mogła zasnęłabym i w snach wędrowała przez wciąż nieodkryte lądy mojej podświadomości. Teraz, gdy wiem, że tam – w głębi mnie – jest tak pięknie, będę tam wracać ilekroć tego zapragnę. Nie to mnie jednak zachwyca – piękniejszy jest bowiem fakt, że cząstkę tego świata mogę odnaleźć w świecie całkowicie materialnym, istniejącym w rzeczywistości ziemskiej.
Kocham ten świat, mimo jego wad, absurdalnych zachowań ludzkich. Kocham ten świat za Księżyc, za Słońce, za niebo i ziemie, za każdą najmniejszą roślinkę i każdy liść na każdym drzewie, choć aktualnie ich brak.
Kocham, choć mam problemy. Nie są poważne, jednak bardzo mi zależy na ich rychłym rozwiązaniu, a przecież „Zdrowa kapłanka naprawi wszystko wokół” i ja udowodnię samej sobie i innym, że potrafię, muszę, bo za bardzo się do niego przyzwyczaiłam, do niego i jego uśmiechu.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

"Beth a dewi di, deg ei gosteg?"

Wiatr cichnie, słońce gaśnie na horyzoncie, świat zdaje się pogrążać w śnie. Z każdą chwilą, z każdą nową sekundą, która odeszła w zapomnienie, coraz ciszej, coraz spokojniej. Śpij…

A my wykorzystamy ten moment by spotkać się na granicy wszechświata, przekroczymy niewidzialne granice naszych światów i jak dawniej będziemy się śmiać ze wszystkich konwencji. Świadomi jesteśmy przy tym, że zarówno ta granica jak i nasze spotkanie są jedynie iluzjami wyssanymi z palca. Życie jest jednak grą, podczas której warto być szczęśliwym graczem.
Tak dawno temu, bardzo dawno, nieliczni pamiętają a i ci nie wszystko. Dookoła czai się nieznane, idąc przez życie można zabłądzić wśród tylu ścieżek, tyle przeróżnych dróg i wszystkie jednakowo kuszące. Te wspomnienia także w jakiś sposób są niczym pajęcza sieć, może zabrnąć w nich za daleko, zapomnieć wówczas o rzeczywistości i już nigdy do niej nie powrócić. Niezwykli jesteśmy jednak snuć tak pesymistyczne wizje świata, wolimy zieleń i odurzając zapach lasu wczesnym latem. Reszta była, jest i będzie milczeniem. Nie patrzymy wszak w gwiazdy po to by odgadywać z nich wydarzenia każdego przyszłego dnia, patrzymy bowiem tam – właśnie w tej odległej dali – znajduje się to, co ukochaliśmy.
Prawdziwy wędrowiec wychodząc z domu nie ogląda się ponoć za siebie. Człowiek, który jako pierwszy postawił taką tezę na pewno wędrowcem nie był, bowiem można wędrować każdego dnia swojego życia nie oddalając się znacznie od domu, nie wspominając nawet o oglądaniu się za siebie. Powiedziałabym nawet, że każdy dzień naszego życia jest w pewnym sensie wędrówką, a my, czy nam się to podoba czy nie – wędrowcami. Wypowiedziałabym wiele prawd większych i mniejszych, o wielkim znaczeniu dla świata, żywiąc nadzieję, że coś nowego do niego wprowadzą, ale nie powiem ani słowa, bowiem nie zwykłam mówić gdy mówią inni. Tak, konsekwencją tego jest moje milczenie, którego inni ludzie praktycznie nie znają. Mówią by mówić, o czymkolwiek – pogodzie, polityce, powtarzają utarte frazesy dotyczące życia, jak gdyby naprawdę zaznali go w takim stopniu by wiedzieć, jak naprawdę ono wygląda. Wiedzące wówczas uśmiechają się pod nosem, oczy im błyszczą, gdy patrzą w dal i choć słuchają nie słyszą, bo głośniejsza jest pieśń ziemi, która dźwięczy im w duszy. Porządny druid może odwróciłby się plecami do osoby, która ośmieliła się tak sprofanować słowo.
Już wiem, co jest prawdą. Jestem nią ja.

wtorek, 2 grudnia 2008

Dotyk Iluzji

Mój pierwszy grudniowy post pisany jest wspomnieniem srebrnego uśmiechu Bogini, która jaśniała na niebie bym nie czuła się samotna wracając do domu, zachwytem niepoliczalną ilością rozbłyskujących gwiazd i cząstką świadomości, że ten tak odległy Wszechświat jest na wyciągnięcie ręki, jest we mnie. Znalazłam odpowiednie ćwiczenie, dobrałam odpowiednie fragmenty by powróciła harmonia, spokój, ale i szczęście. Być może niektórzy uznają, iż spokój zbudowany za pomocą mądrości słów wyczytanych w książkach jest nietrwały. Dla mnie jednak ten spokój jest jak pajęcza nić – istnieją ponoć pająki, które plotą ją pomiędzy źdźbłami trawy, gdy wieje silny wiatr, nie zrywa się ona pod jego naporem, lecz razem z źdźbłami trawy pochyla do dołu, by potem wrócić do stanu początkowego. Taki powinien być mój spokój.

Wreszcie mogę powiedzieć, że moje uczucia są jak gładka tafla jeziora – nie przez przypadek oczywiście odbija się w niej blask księżyca. Faluję w zawieszeniu pomiędzy rzeczywistościami – własną, znaną jedynie mi i tą którą znają inni. Jasno wyznaczone zadania na nadchodzący czas pozwalają mi zachować do pewnych spraw dystans, dzięki nim znam odpowiedź na postawione mi pytania. Bycia wolnym też trzeba się uczyć.

Znalazłam ciszę.

Ale jest to jedynie kolejna iluzja, niczym drzewko pomarańczowe.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...