sobota, 30 lipca 2011

"Możemy odejść w ciemność..."

L. dobrze by było gdybyś od czasu do czasu mogła się wyłączyć, przestać mnie słuchać, a ja zwyczajnie sobie pomarudzę. Moja kochana jesieni, przyszłaś do mnie dość wcześnie tego roku i dziękuję, że uchroniłaś przed nieznośnymi upałami lata. Śledzę więc chmury snujące nisko nad ziemią i błogosławię deszcz. Czym jest Koło Roku? Nie jestem w stanie nic o nim napisać, czuję, że nie tyle brakuję mi wiedzy, co doświadczenia go gdzieś indziej - spędzenia roku bądź kilku lat na Wyspach, by zobaczyć jak tam jest, jak subtelnie zmieniają się pory roku w innej sferze klimatycznej? Jak żyje się w bliskim sąsiedztwie oceanu? W tej kwestii nie pomoże mi medytacja, google czy wiersze poetów opiewających nasz cudowny świat. Muszę to osobiście przeżyć. Do tego czasu jednak wszystko, co napiszę będzie jedynie doświadczeniami aktualnego stanu rzeczy, a to mi nie wystarcza. Mogłabym rzecz jasna pójść na łatwiznę i nie pisać nic i jest to kwestia co najmniej godna rozważenia. Moją fascynację krajem wielkiego wiatru poszerzyłam w ostatnim czasie również o kino. Nie żałuję. To była dobra decyzja. Ernest Bryll pisał swego czasu, że nasza Zielona Wyspa może być tutaj, obok na nas, na wyciągnięcie ręki. I ja w to nie wątpię i boję się tego, i jest to bodaj mój największy lęk, że to, czego szukam jest tutaj, a podróż tam będzie dla mnie jedynie zawiedzeniem. I jedyną satysfakcją jaką będę z tego miała to recytacja wiersza nad irlandzkim brzegiem.

"Możemy odejść w ciemność, łzy otrzeć lekką ręką..."

środa, 20 lipca 2011


Bywam dziwną istotą, potwierdzam regułę iż kobieta zmienną jest. Więc dopada mnie chwilowa depresja, gdy szukam nowych wyzwań i stwierdzam, iż nie na moje one siły a razem z nią pojawia się postanowienie poprawy i zapał goniący do pracy nad sobą. Więc w nadchodzącym czasie aparat odkładam na półkę i biorę się za rysunek by nie zaprzepaścić tego, co udało mi się wypracować przez ostatni rok. I kiedyś, pewnego dnia, z dumą stwierdzę, że wreszcie stałam się artystką, a kiedy ten dzień nadejdzie zapewne postanowię także zapisać się na jakiś kurs, albo studium policealne dla plastyków/malarzy, a gdy moje umiejętności będą duże i będę miała wreszcie własny warszat to...

Tak, wiem, słowa, słowa, słowa... A tu małżestwo, wyjazd i pewnie jakieś dziecko by się chciało kiedyś mieć (chociaż gdyby to zależało ode mnie?) więc swoje dalekosiężne plany ograniczam do dnia dzisiejszego, tego tygodnia. I oto postanawiam postarać się (!) wygospodarować czas na rysunek. Ale prawda, jak to prawda - jest taka, że nie do końca jest tak, że ja nic, ale to nic, nie robię. Bo gdzieś tam,w domu, na stole (gdyż biurko nadal jest w fazie pięknego projektu) leży karton (1000 na 600 cm) a wokół niego ciągnie się celtycki przeplot a na środku z dnia na dzień wyrasta wielkie drzewo. Idea już wcześniej wyrosła w mojej głowie i jak na idee przystało rozrasta się razem z dziełkiem, może to skutek wdychania dziwnego zapachu terpentyny? P. twierdzi, że nie powinnam malować trzy godziny przed snem. Ale czytam sobie o terpentynie i oto ma ona (ponoć) sosnowy zapach, stosowana jest na nerwobóle. I czytam dalej i dowiaduję się, że jest szkodliwa, więc P. jak zwykle, ma rację. Skoro jednak jest tak szkodliwa, jak można by sądzić to jako artystka, może umrę wcześnie mając nadzieję, że wcześniej dorobię się czegoś znakomitego!

piątek, 1 lipca 2011

deszczowo

Zapraszam. Przybądź, napij się ze mną herabaty, ugoszczę Cię drożdżowym ciastem i ciepłem kominka. Za oknem chłód jesieniennych wieczorów, w oddali wiatr targa koronami drzew a duchy zmarłych błąkają się po bezdrożach. Pada deszcz, krople uderzają rytmicznie w szybę a ja szukam Ciebie. Gdzieś tam, wśród wielu dróg tego świata Ty także się błąkasz, zapomniany przyjacielu.

Ona nigdy nie była tak samotna jak jest teraz, jej tęsknota nigdy nie była tak silna. Mogłam odejść wtedy razem z Tobą i zamiast siedzieć w cichym, ciepłym domu moknąć mając przy sobie jedynie najpotrzebniejsze rzeczy.

Zapraszam Cię słodką wonią jabłek na parapecie, wspomnieniem ciepłego sierpniowego wieczoru, gdy zbierałam je z ziemi. Ciepłego piasku pod bosymi stopami i ten wiatr w fałdach sukienki - pamiętasz jeszcze jak wspaniale szumi? Ja nie zapomnę.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...