Po raz kolejny mam przyjemność wziąć udział w akcji organizowanej przez
Maknete. I chociaż moja robótka od poprzedniego razu się nie zmieniła - wciąż dziergam Semele to napiszę kilka słów o przeczytanych książkach i książce, którą aktualnie czytam.
"Dobry Omen" to nietypowa książka jak na Pratchett'a, nietypowa pod względem tematyki ale nie stylu, bo ten jest jak najbardziej pratchett'owski. Z banalnej historii - Antychryst pojawia się na Ziemi aby wywołać Armagedon - Terry Pratchett i Nail Gaiman stworzyli intrygującą opowieść o walce dobra ze złem, gdzie ani jedno ani drugie nie jest tym czym z natury powinny być i nic nie jest takie oczywiste jak się wydaje. Bo może Antychryst jest tylko zwykłym chłopcem i nie chce Armagedonu? Wciągająca, momentami zabawna, po prostu godna polecenia. Ale w przypadku akurat tych autorów - ten styl trzeba lubić, więc nie jest to książka dla każdego.
Kolejna zaś książka, "Chłopaki Anansiego" wciągnęła mnie tak, że żal było odkładać książkę, chociaż zegarek pokazywał godziny późno nocne a rozsądek podpowiadał, że czas spać. Przeczytałam w trzy dni i to tylko dlatego, że w międzyczasie zawzięłam się by skończyć szalik dla Jacka. W tym miejscu wypadałoby napisać kilka słów o samej książce i uświadamiam sobie właśnie, że jest to trudne. Mogę oczywiście napisać, że głównym bohaterem jest Gruby Charlie, przeciętny, szary facet, którego życie zostaje wywrócone do góry nogami, gdy dowiaduje się najpierw o śmierci ojca, którego nie znosił, po pogrzebie zaś starsze panie z sąsiedztwa informują go, że jego ojciec nie był zwykłym facetem, lecz bogiem Anansim, na tym jednak nie koniec, bo oprócz tego ma brata, o którym wcześniej nie wiedział. Jak łatwo się domyślić to początek serii wydarzeń, które wywracają życie głównego bohatera do góry nogami. Dla mnie osobiście jest to niesamowita podróż w głąb siebie, odkrywanie własnej tożsamości, ale właśnie za ten psychologiczny element cenię twórczość Gaiman'a.
A tutaj w końcu moja aktualna lektura. "Powstanie '44" chciałam przeczytać od bardzo dawna, to pragnienie odżyło w związku z ostatnią, 70. rocznicą, więc gdy tylko skończyłam "Dzieci Anansiego" zabrałam się za czytanie i już mogę powiedzieć, że to bardzo dobra książka. Po pierwsze dlatego, że napisana jest w bardzo fajny, przystępny sposób - nie jest to ani przysłowiowe lanie wody ani naukowy bełkot. Dwa - choć autor wyraża swoje zdanie, wręcz podziw dla Polaków to jednak jest w tym taka doza obiektywności bym nie czuła sceptycyzmu czytając o niektórych wydarzeniach. Wiadomo, że sposób w jaki się przedstawia pewne historyczne fakty wpływa na nasze postrzeganie danego wydarzenia - bardzo przeszkadza mi zbytni subiektywizm w opracowaniach historycznych. Trzy - całe mnóstwo, bardzo ciekawych informacji, o których wcześniej nie wiedziałam. Więcej napiszę jak skończę czytać.
Tęczowy szalik pokażę jak tylko zmuszę Jacka do wyjścia gdzieś i zrobię kilka przyzwoitych zdjęć. Liczę, że uda mi się skończyć Semele w sobotę, gdyby tak fajnie się złożyło to w niedzielę zabrałabym męża na spacer w pięknych okolicznościach przyrody a przy okazji sfotografowalibyśmy szal. Aaaa i chwalę się jeszcze, oby nie za wcześnie, że w końcu udało mi się wrócić do koralików i dzieje się ukośnik, ale o tym ani słowa więcej, bo to prezent.