sobota, 30 października 2010

My heart calling


Chodź. Powiemy im, że świat skończył się z wczorajszym snem. Już nas nie odnajdą. Chodź, za horyzontem zaczyna się inny świat, nowe życie. Tylko ty i ja. Chodź, zostało nam trochę drobnych, kupimy sobie szczęście w przydrożnym sklepie. Chodź, a potem opowiemy im o życiu, którego nigdy nie przeżyliśmy.

Wiesz. Od Mistrza uczyłam się wykradać ciszy słowa. Wplatam w nie muzykę. Liście szumią jesiennym wieczorem, szumiąc mówią o innych czasach, innym świecie. Wiatr zawodzi, wspomina innych ludzi, szuka zagubionych na rozdrożach słów. I inaczej skrzypią furtki, psy inaczej ujadają. Świat się zmienił.

Tęsknota powraca z jesienią, z porannymi przymrozkami, z babim latem. Tęsknota za światem, który nigdy nie istniał. Piszę o samotności, nierealnych pragnieniach, wymarzonych spotkaniach. Przecież pisaliśmy zaklęcia, więc gdzie Ty teraz jesteś?

Zdrowy rozsądek i świadomość, że nigdy nie dane nam będzie się spotkać. Nie narzekam, nie marudzę. To tylko jesienny wieczór, chłód za oknem, samotność. Chcę byś wiedział, że wiem kim jestem, że jestem dzieckiem szczęścia.

Nie boję się próbując przeżyć każdy kolejny dzień jak najlepiej. Moje rysunki są coraz lepsze, może kiedyś będzie ze mnie jeszcze malarz, może będzie fotograf, może wkrótce wrócę do kraju wielkiego wiatru. A może nie? Może wyjdę za mąż, może urodzę dziecko, może wszystkie artystyczne zapędy jakim oddaje się teraz będę musiała odłożyć na bok, by poświęcić się wychowaniu tego maleństwa. Przyszłość jest niewiadomą i niech taką zostanie, wielką niespodzianką.

Piszę dla siebie, i wcale nie kłóci się to z jednoczesnym pisaniem do Ciebie. Pewne myśli zostawię dla siebie. Dobranoc. Śpijcie dobrze.


Tytuł postu po raz kolejny zaczerpnięty z piosenki. My heart calling pochodzi ze ścieżki dźwiękowej do filmu "The Messenger: The story of Joan of Arc". Muzyka: Eric Serra, głos: Noa

sobota, 16 października 2010

Time is a good storyteller


Poza tym blogiem jest milczenie, bo lubię moją ciszę. Jest subtelna, bezpieczna, bo nie trzeba się denerwować, gdy ludzie ciągle i ciągle nie potrafią słuchać, gdy przerywają w pół zdania, albo w ogóle nie pozwalają dojść do głosu. Słowa, słowa i jeszcze więcej słów, najczęściej bez znaczenia, bezwartościowych, wypowiadanych bez zastanowienia i bez potrzeby.

Nie, nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Milczę, więc jestem kim jestem. Między słowami, bo żeby poznać należałoby się wsłuchać. A to, zdaje się, umiejętność coraz rzadsza wśród ludzi. Więc dlatego przyciągałam ludzi podobnych do siebie, dziwaków, potrzebujących by ich ktoś wysłuchał, a ja słuchałam. A teraz opowiadam o świecie, w którym nikt nie słucha.

Ty wiesz, że nigdy nie przestanę pisać do Ciebie, jedynie w te listy mogę wpleść cieniutką nić uczuć podarowanych tobie, choć jesteś już niemal cieniem na pograniczu wspomnień i własnych urojeń. Brakuję mi Ciebie, i choć radzę sobie nie najgorzej z tym brakiem, to jednak ta część mnie jest nazbyt cenna, by od tak o niej zapomnieć i porzucić. Tęsknię za Tobą. I wiem, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.


Powracają do mnie wieczory sprzed lat, zimny wiatr, śnieg we włosach, uśpiony las.

Powraca samotność, subtelnie jak kotka, cicho, powoli.

Powraca tęsknota do pól, lasów, drzew, liści, traw szumiących na wietrze, kropli deszczu na policzkach i mokrej ziemi. Takie same dni i takie same wieczory.

W moim sercu zima, z całą swoją potęgą.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...