Przepis na porażkę
Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi się dziesięć razy zastanowić nad każdym słowem na urlop, tym samym dając sobie luz w głowie by znów pisać. Bo słowa pozwalają mi oswajać rzeczywistość, rozumieć siebie i innych, odkrywać nowe horyzonty i w końcu czerpać więcej radości z życia. A skoro o życiu i satysfakcji mowa to chciałabym poświęcić chwilę uwagi zagadnieniu jakim jest pasja, tudzież hobby. Jest takie durne powiedzonko, że jak człowiek będzie robił w życiu to, co kocha to nie przepracuje ani jednego dnia. Mogłabym powiedzieć, że jestem zbyt cyniczna by to łyknąć, ale... cóż, dałam się złapać. Gdy uczyłam się dziergać naturalnie myślałam tylko o rzeczach, które będę w stanie zrobić dla samej siebie, ewentualnie dla bliskich. Z czasem okazało się, że robione przeze mnie chusty podobają się znajomym więc za niewielką opłatą zdarzało mi się je sprzedawać, a z czasem również robiłam