sobota, 25 czerwca 2011

Koło Roku dla J.


Na początku była tylko ramka, do obrazu, który jeszcze nie zdefiniował się w mojej głowie i chęć stworzenia czegoś pięknego w zamian za książkę, którą dostałam od znajomego.

Potem było przeglądanie książki "Celtic Art.: The Methods of Construction" George'a

Bain

'a i poszukiwanie wzoru naprawdę wyjątkowego - takiego, którego jeszcze nigdy nie udało mi się namalować. W konsekwencji odkrywałam tajniki celtyckiego koła - stworzenie go i pomalowanie (farbami olejnymi) zajęło mi cały dzień.

Kiedy już koło było gotowe a pomiędzy nim a ramką pozostawały wolne przestrzenie sprzeczne z ideą celtyckiej sztuki, która wykorzystuje je na wszelkie możliwe sposoby pomyślałam o tekście, który mogłabym umieścić tam pisząc różnymi stylami - to mogłoby wyglądać naprawdę nieźle. Ale jak wybrać tekst? Mit o Bogini, która podążając za ukochanym stępuje do krainy śmierci? O tak, to piękny tekst, mocno inspirujący. Ale za długi…. Więc może jednak coś innego, coś więcej niż słowa - obraz, ale czego? Jest Koło, może być więc kołem roku - więc niech w każdym rogu pracy znajdzie się scenka przedstawiająca każdą z pór roku i tak oto powstało dziełko:


piątek, 24 czerwca 2011

Do D.

Będę tym upartym dzieckiem, które w nieskończoność będzie wracało wspomnieniami do minionych dni i osób i na nowo przeżywało smutek związany z ich odejściem. I wcale, a wcale nie jest mi siebie żal z tego powodu.

Nie mam pewności, nigdy pewnie jej nie będę miała. Zapamiętałam Cię takim jakim chciałam zapamiętać, nie inaczej. Więc może i lepiej się stało, że zniknęłeś raz na zawsze z mojego życia niż gdybym miała patrzeć jak staczasz się w dół i tracić wiarę. Jesteśmy tylko słowami, ja i Ty, i w naszym ukrytym świecie między wersami tańczymy przy blasku księżyca w rytm bębnów i fletów.To wcale nie jest romantyczne i wcale takim być nie miało.A może zamiast słów są tylko cienie, albo jeszcze lepiej - nigdy nas nie było? Albo, gdybym było choć trochę bardziej nawiedzona niż jestem, mogłabym wierzyć, że jesteśmy myślokształtami, więc dlatego przychodzisz do mnie w snach, z których nie chcę się budzić.

Gdzie Ty teraz jesteś? Na wzgórzu, nad jeziorem, a może spacerujesz nad brzegiem morza trzymając ją za rękę? Nie jestem zazdrosna, kocham ją tak samo jak kocham Ciebie. Nie chciałabym Ciebie dla siebie, ani trochę. Po jakimś czasie z pewnością zacząłbyś mnie męczyć. Nawet gdybyśmy w tym naszym wyimaginowanym związku szukali samotności sama Twoja obecność, poczucie, że jesteś blisko - to za dużo. Ale spotykać się z Tobą, raz na jakiś czas. Raz w miesiącu, raz na pół roku i cały ten czas po prostu przegadać. Taka wizja mi się podoba, a Tobie?

In a Manner of speaking
I just want to say
That I could never forget the way
You told me everything
By saying nothing

In a manner of speaking
I don't understand
How love in silence becomes reprimand
But the way that i feel about you
Is beyond words

Oh give me the words
Give me the words
That tell me nothing
Ohohohoh give me the words
Give me the words
That tell me everything
"In a manner of speaking" Nouvelle Vague

sobota, 18 czerwca 2011

Siostrzeńce ;)

Polecam oryginalne rozmiary zdjęć, te miniaturki nie oddają całego ich uroku.
























Ostatni rok życia

Czytając ostatnio wspaniałą książkę "The Pagan Book of Living and Dying" autorstwa Starhawk, M.Macha Nightmare & Reclaiming Collective natrafiłam na pytanie jak spędziłabym ostatni rok mojego życia. Odpowiedź, jak zwykle bywa w takich sytuacjach, była oczywista. Cóż innego mogłabym w końcu robić jak nie spędzić całego roku z dala od miasta, jego szumów, codziennej gonitwy? Podoba mi się ta perspektywa - codzienne spacery do lasu, odzyskanie harmonii z Naturą, jaką cieszyłam się dawniej, spokój, brak zmartwień, szczęście w najczystszej postaci. Czym tu się martwić, czym przejmować? Śmiercią? Nie, czym w końcu jest jeśli nie mgnieniem w wieczności? Nie o tym jednak chciałam, bo nasuwa się inna myśl. Skoro tak urzeka mnie ta wizja, czemu nie dążę do jej realizacji, czemu gonię w tym wyścigu szczurów? Marzenie, jak każde marzenie, wymaga środków do jego realizacji. I ostatni rok mojego życia mogłabym spędzić tak całkiem nieambitnie z dala od świata, ale po tym roku z pewnością zabrakłoby mi moich książek, zeszytów, pędzelków, czyli całej tej materialistycznej otoczki, którą wypełniam sobie życie na co dzień. Po roku zatęskniłabym za innymi miejscami, nowymi krajobrazami, które mogłabym fotografować. Przyzwyczaiłam się także do ludzi, z którymi widuję się tutaj na co dzień, bądź tych, których zdarza mi się spotykać czasami. Nic nie jest tak oczywiste jakbyśmy tego chcieli, wszystko ma swoje dobre i złe strony, grunt to zdawać sobie z tego sprawę. A Wy zastanawialiście się kiedyś jak spędzilibyście ostatni rok swojego życia?


wtorek, 7 czerwca 2011

...

Stres jest duży. Czas ucieka, jeszcze miesiąc temu pół roku a teraz już kilka miesięcy, czy ze wszystkim zdążymy? Staram się ze wszystkich sił, dzwonię, załatwiam. I nic. Komplikacja za komplikacją, bo tu tego nie można, bo to, bo tamto. Jak w tym wszystkim nie zwariować? Jak zachować spokój? Gdybym miała jakikolwiek wybór to chciałabym mieć już ten ślub za sobą, wszystkie sprawy pozałatwiane i nie martwić się, że coś nie wyjdzie tak jak byśmy chcieli. Jak się nie martwić, kiedy takie wydarzenie z założenia ma miejsce tylko raz w życiu?

Zaproszenia w części rozwiezione, zostało już tylko kilka, także te, które wyślemy pocztą, żałuję, że w moim skromnym notatniku brak jednego adresu i na moim wymarzonym elfim ślubie nie pojawi się jedna osoba, tej której nawet nie wiedziałabym gdzie szukać. E.D. jeśli to czytasz, czuj się zaproszony, nawet w tak smutnie prozaiczny sposób.

Brakuję mi spokoju, brakuję równowagi, harmonii. Kilka dni temu uświadomiłam sobie, że brak mi czasu by odwiedzić rodzinne strony, już nawet nie tęsknie za brzozą na uroczysku, za piachem polnych dróg i Słońcem gasnącym zza horyzontem. Plany, marzenia, przyszłość, o którą zaczęła się walka. A mogło być tak zwyczajnie, mogłabym po prostu żyć z dnia na dzień nie martwiąc się o jutro, nie irytować się pracą, nie przejmować zarobkami. Mogłam zostać tam i wieść życie konika polnego w źdźbłach trawy, więc po co to wszystko?

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...