poniedziałek, 7 stycznia 2013

"Pozostały miłość, tęsknota i opowieść"

Te słowa można przeczytać w książce "Irlandia. Celtycki splot" autorstwa Małgorzaty Goraj Bryll oraz Ernesta Brylla. Książka ukazała się w roku 2010 i kusiła dotąd aż postanowiłam ją sobie sprezentować (w imieniu Patryka). Wcześniej czytałam różne opinie na temat książki i trochę się jej obawiałam, nieuzasadnienie, ale o tym za moment.



Książka składa się z dwóch części. Pierwsza nosząca tytuł "W butach Joyce'a" jest autorstwa Małgorzaty Goraj Bryll i opisuje osobistą podróż autorki po Dublinie podczas tzw. Bloomsday. Małgorzata Goraj Bryll przemierza Dublin śladami bohaterów Ulissesa opisując przy okazji nie tylko akcje książki, czy życie Jamesa Joyce'a lecz zarazem irlandzką kulturę, historię, mentalność. Tutaj wypadałoby się przyznać, że przez Ulissesa nie przebrnęłam. Nie dlatego, że mi się nie spodobał, chociaż jest to książka nietypowa. Po prostu nie jest to książka z gatunku tych, które się wchłania w ciągu jednego dnia. Czytanie szło mi wolno, a termin oddania do biblioteki zbliżał się nieubłaganie. Tyle w ramach tłumaczenia się. Wracając do Irlandii. Wielki plus za topografię miasta,  która była dla mnie czarną  magią, ale tutaj też plus za wydanie - mapa Dublina znajduje się na wewnętrznej okładce (jak zwał tą część książki tak zwał). I w tym miejscu nie zgodzę się z opiniami na temat książki - chociaż jest to swego rodzaju książka o książce wcale nie jest nudna, ani usypiająca. Nie dla mnie, z tego co czytałam, także nie dla miłośników Irlandii.

 Druga część jest równie ciekawa a nawet wzbudzająca większe emocję. I z tej części wiele się dowiedziałam. M.in. o książce, którą autorzy tłumaczyli na polski ("Dwadzieścia lat dorastania" swoisty pamiętnik z Blasketów) czy "Old Woman Reflection" której co prawda na polski nikt nie przetłumaczył (jeśli się mylę proszę mnie poprawić), ale i tak znalazła się na liście pozycji, które chcę przeczytać nabyć i do tego nabyć w oryginale. Wiem, że czytanie książki po irlandzku może być masakrą, ale znalazłam fragment i złapałam się na tym, że kojarzę już niektóre słowa, formy gramatyczne. Jest więc dobrze i będzie jeszcze lepiej. Nie jest to książka, którą polecę każdemu, ale każdy kto choćby lubi, czy interesuje się Zieloną Wyspą powinien ją przeczytać, bo warto. Wśród osobistych wspomnień polskiego ambasadora i jego żony można znaleźć niepowtarzalny obraz Irlandii jaką była przed laty, jaką nadal jest w niektórych zakątkach wyspy, czy w pamięci zwykłych ludzi.  Muszę także podziękować Stowarzyszeniu Echas (które jeszcze wtedy Echas nie było jeśli mnie pamięć nie myli) za zorganizowanie kiedyś w Warszawie wieczoru baśni irlandzkich podczas którego miałam okazję siedzieć obok państwa Bryllów i dzięki temu moje czytanie książki teraz było czymś więcej niż czytaniem książki zupełnie obcych ludzi, było opowieścią tego czarującego starszego Pana oraz jego niemniej czarującej żony.
Pisałam już o pięknym wydaniu? Oczywiście, że jest piękne. Nie tylko dzięki dzięki tej celtycko-zielonej oprawie graficznej, ale także dzięki przepięknym zdjęciom z osobistych zbiorów państwa Bryllów.  Jest ich w książce wiele, ale dla mnie nadal za mało. No i sama książka. Jest bogata w różne, przeróżne informację, ale nadal tak wiele jeszcze chciałabym przeczytać, tak wiele się dowiedzieć.


Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...