piątek, 28 października 2016

Sprig Cloche

Mam straszne zaległości jeśli chodzi o prowadzenie bloga, ale tak to jest gdy chciałoby się milion rzeczy na raz i nie wiadomo w co ręce włożyć, tym bardziej że przy małym dziecku raczej na nadmiar czasu nie cierpię. W ogóle zastanawia mnie czasem żywot ludzi, których nie ciągnie do "robienia rzeczy", do tworzenia, działania. Wiecie, takie osoby które wstają rano zasiadają przez telewizorem i jeśli się podnoszą z kanapy to tylko by coś zjeść/napić się na przykład. To totalnie nie moja bajka. Ja ostatnio wyciągnęłam ołówki i pisaki, nabyłam nowy szkicownik i wróciłam do bazgrania, sztuka celtycka stanowi moją pasję już od 10 lat! A chciałabym zrobić w końcu jakieś postępy z irlandzkim. Poczytać książkę. W ciągu ostatniego miesiąca udało mi się też coś uszyć! A marzy mi się szycie odzieży i od jakiegoś czasu zastanawiam się nad kursem szycia! Nie mówiąc już przecież o tym, że non stop coś tam dziergam

Tymczasem już prawie listopad. Mój urlop macierzyński jakiś czas temu się skończył więc wykorzystałam trochę zaległego urlopu wypoczynkowego, ale nie ma się co oszukiwać - czas wracać do pracy! Z jednej strony cieszę się, że w końcu trochę wyrwę się z domu, z drugiej jestem przerażona, bo przez ostatnie 14 miesięcy to głównie ja zajmowałam się Olą i nie wiem jak obie poradzimy sobie z taką "rozłąką".

Dzisiaj jednak nadrobię trochę tych zaległości i zaprezentuję czapkę, którą wydziergałam sobie jeszcze we wrześniu. Mam słabość do liściastych, inspirowanych naturą rzeczy a w szczególności tych autorstwa Alany Dakos. Nie wiem czy to drzemię we mnie ukryty hipis, czy tak przejawia się moje uwielbienie do Natury, ale jak widzę liściasty szal, czapkę czy rękawiczki, albo sweter to serce bije mi mocniej.


Sprig Cloche to czapka inspirowana motywem liściastej gałązki ze swetra Sprig z książki Botanical Knits 2 - szczerze żałuję, że wzór na tę czapkę nie znalazł się w tej książce, bo mogłaby być jeszcze lepsza. Choć i bez tego mogę ją przeglądać dla samej przyjemności oglądania pięknych fotografii.  Sam sweter Sprig wydziergałam już jakiś czas temu i nadal stanowi jeden z moich ulubionych i często noszonych, szczególnie jesienią.

 Czapkę dziergało się ekspresowo i bezproblemowo. Wzór jest dobrze rozpisany i jedyne, co zmieniłam to sposób przerabiania oczek samej gałązki, zamiast je przekręcać, na jednej stronie w ogóle ich nie przerabiałam - nie wiem czy tak to się nazywa w polskiej terminologi, ale dla mnie to takie oczko przeciągnięte. Podwójna nitka włóczki Holst Coast - mieszanki wełny z bawełną, bo czapka to przejściówka na jesień. Włóczka jest trochę sznurkowata, ale po praniu nabrała miękkości i co raz częściej przekonuje się do mieszanek wełny z bawełną, tym bardziej gdy chciałoby się cieszyć oko dzianinami cały rok ale czasem jest zwyczajnie za ciepło na wełnę.

  Podsumowując: 
  • wzór: Sprig Cloche by Alana Dakos - płatny na ravelry
  • włóczka: Holst Coast - kolor sea green podwójna nitka, zużycie ok 36 gram
  • druty: 3,75 mm i 4,00 mm
  • dziergane: 21-22 września

środa, 7 września 2016

Włóczka ręcznie farbowana

Z radością obserwuję jak w Polsce powoli pojawiają się osoby zajmujące się farbowaniem wełny. Dotąd można było powzdychać do kolorowych moteczków farbowanych za oceanem, a teraz mamy tu w Polsce swoich własnych utalentowanych farbiarzy i farbiarki. Sama stawiam swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie, ale jedno mogę powiedzieć na pewno - bardzo mi się to podoba.


Pamiętacie jeszcze moją chustę Brokilon? Włóczkę na nią także własnoręcznie farbowałam używając barwnika do tkanin z motylkiem i aby uzyskać średnio intensywny kolor na dwa motki musiałam użyć dwie torebki barwnika, a kolor i tak nie był tak intensywny jak tego chciałam. Nie było wyjścia, musiałam zamówić lepsze barwniki. Padło na Jacquarda.


Ufarbowałam to co miałam w domu do farbowania - czyli dwa motki włóczki skarpetkowej (75/25) z zamiarem przeznaczenia ich właśnie na skarpety (bo to że włóczka skarpetkowa wcale nie znaczy że muszą być skarpety żeby było jasne!)


Oraz cztery motki włóczki drops baby merino (jasny beż) którą nie wiedzieć czemu kiedyś kupiłam skoro ten kolor uważam za totalnie nijaki.





środa, 24 sierpnia 2016

Juicy Gloss

Właśnie dziś ukazał się najnowszy wzór Asji, który miałam przyjemność testować więc pozwólcie że zaprezentuje moją wersję sweterka Juicy Gloss.


Gdy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia sweterka, który wydziergała Asja wiedziałam że będzie śnił mi się po nocach dopóki go nie wydziergam.


W końcu chyba sami musicie przyznać, że to totalnie mój styl, prawda?


Uwielbiam takie kardigany o otwartej konstrukcji, to dziwnie brzmi po polsku łatwiej określić to z angielska 'open fronts'.


Z mojego doświadczenia wynika że takie sweterki sprawdzają się w każdej sytuacji, jeśli jest w miarę ciepło można pozwolić przodom swobodnie powiewać ale jeśli od czasu do czasu powieje zimniejszy wiatr można po prostu otulić się nimi.


Pod względem konstrukcji to prawdziwa perełka, arcydzieło. Przypomina mi nieco Ecuador (Joij Locatelli) o którym marzyłam dopóki nie okazało się, że technika jego dziergania to totalnie nie moja bajka.  W przypadku Juicy nie ma mowy o jakimkolwiek problemie. Wzór prowadzi krok po kroku tak by dziergania było tym czym powinno być - czystą przyjemnością.


Jedyne co bym zmieniła to wybór włóczki. OK.  Od samego początku zdawałam sobie sprawę, że dzierganie z włóczki typu single ply jest ryzykowne, że takie włóczki łatwo się mechacą i lepiej sprawdzają się w chustach niż swetrach.


Użyłam włóczki Milis od Julie Asselin i podczas pierwszego założenia, gdy właściwie miałam go tylko podczas krótkiej sesji zdjęciowej - na rękawach pojawiły się kuleczki. I to wcale nie pod pachami tylko na wierzchu!


Pocieszam się myślą, że daje mi to okazję do wydziergania kolejnej wersji. Jeśli zajrzyjcie na stronę wzoru w projekty to zobaczycie jakich pięknych wersji doczekał się Juicy Gloss. W tym momencie kusi mnie zieleń oraz piękna nieoczywista szarość.


Dokonałam jednej modyfikacji we wzorze, mianowicie moja wersja jest odrobinę dłuższa niż przewiduje wzór.


W tym miejscu powinnam także podziękować Asji nie tylko za możliwość testowania tego wzoru, ale też dlatego że myślałam by falbanki zastąpić zwykłym garterem i wielkie dzięki Asju że pozwoliłaś mi na to, bo ta falbanka dodaje uroku całemu udziergowi.


Podsumowując:

  • wzór Juicy Gloss by Asja Janeczek
  • druty 3.75 mm - większe dla uzyskania odpowiedniej próbki 
  • włóczka Milis Julie Asselin w kolorze blackberry coulis - zużyłam 325 gram czyli nie całe trzy motki na rozmiar m2
  • dziergany od 10 lipca do 1 sierpnia

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Wild & Free

Zastanawialiście się kiedyś czym jest wolność? Czy możliwością podążania przed siebie bez obaw o cokolwiek? Co znaczy być naprawdę wolnym w świecie zobowiązań?
Gdy dorastałam dużo czasu spędzałam w lesie i na otwartych przestrzeniach marząc o małym domku na skraju lasu, w którym upływ czasu jest tylko iluzją. Minęło już z dziesięć lat a ja nadal marzę o ucieczce od chorej cywilizacji, choć niewiele zostało z dawnego idealizmu.

Czym jest dla mnie wolność? Nadal szukam odpowiedzi.



Piszę o tym, bo dzisiaj przedstawiam moje dzieło - chustę Wild & Free autorstwa Amanity, którą miałam przyjemność testować. To chusta zainspirowana górskimi szczytami i naturą samą w sobie.


Uwielbiam chusty dziergane ściegiem francuskim (garter stitch) - jest prosty w trakcie pracy, ale daje dzianinę bardzo przyjemną, milutką w dotyku a przy tym wygląda bardzo szykownie. W tym przypadku wplecione zostały w niego paseczki w kontrastowym kolorze oraz sekcja ażurowa.


Po raz kolejny miałam okazję dziergać chustę od jednej krawędzi do drugiej i muszę przyznać, że to bardzo pomysłowe i chyba mogę powiedzieć, że awansuje na mój ulubiony sposób robienia chust, bo jest również praktyczny - w zasadzie można w pełni kontrolować wielkość chusty i zdecydować o zakończeniu robótki, gdy zbliżamy się do końca włóczki.

Patrząc na te zdjęcia część mnie odczuwa żal, że chusta od samego początku była dziergana w prezencie imieninowym dla teściowej, jest to niewielki żal bo w sumie to jej ulubione kolory a ja spoglądam na tęczowy motek który przeleżał w pudle kilka lat i zastanawiam się z czym mogłabym go połączyć.

Ta chusta ma w sobie coś co bardzo lubię - pewną frywolność, mrugnięcie okiem w stronę wszystkiego co klasyczne. A wszystko przez te małe chwościki, które miałam okazję robić po raz pierwszy, ale na bank nie po raz ostatni!


Zdjęcia robiłam w pięknych okolicznościach przyrody, gdy deszczowe chmury wiatr pędził nisko po niebie i momentami było naprawdę przepięknie i o wiele bardziej podoba mi się taka deszczowa aura od upalnego lata, gdy nie ma czym oddychać.

Podsumowując:


Nawiązując jeszcze do moich początkowych rozważań to przypomina mi się film "Wszystko za życie" opowiadający historię człowieka, który porzucił wszystko wybierając wędrówkę ku Alasce, ku naturze w poszukiwaniu siebie z dala od chorej cywilizacji. Długi czas był dla mnie bohaterem, pewnym wzorem do naśladowania, ale im częściej oglądałam film tym bardziej dochodziłam do wniosku, że odniósł porażkę, że umierał nieszczęśliwy, bo nie znalazł tego, czego szukał. Czy życiem zapłacił cenę wolności?

poniedziałek, 25 lipca 2016

Grettir

Od ostatniego posta minęło sporo czasu choć mam kilka rzeczy, które chciałabym zaprezentować. Dzisiaj dzielę się dumą z mojego najnowszego swetra w stylu islandzkiego lopapeysa. To Grettir autorstwa Jareda Flood'a z kolekcji Brooklyn Tweed.



Pierwszy raz zobaczyłam ten sweter u Lete i zakochałam się od pierwszego wyjrzenia. Początkowo jednak mnie onieśmielał , w końcu wrabianie wzorów oraz dzierganie od dołu i łączenie wszystkich części. A i cena jest średnio zachęcająco i do dziś zadziwia mnie, że kupując wzory płaci się 23% podatku a w przypadku tego wzoru to dokładnie 1,84 $ + 8$ za wzór i robi się porządna kwota.


Za to zaoszczędziłam na wełnie, którą kupiłam korzystając z promocji Drops Supersale i jest to 100 % wełny czyli Drops Karisma Superwash. Biłam się z myślami, czy nie wydziergać tego swetra z oryginalnej wełny islandzkiej Lett Lopi, ale miałam kiedyś okazję pomacać lopika, którego dziergała Amanita podczas naszego spotkania i doszłam do wniosku, że bez sensu byłoby dziergać coś tak przeraźliwie szorstkiego, że nie da się nosić. 


Nie znam się zbyt dobrze na kolorach i ich dobór niejednokrotnie stanowi dla mnie nie lada wyzwanie. Tutaj poszłam na żywioł i zaryzykowałam, w końcu dziergając coś mamy tą możliwość, że jeśli coś nie wychodzi po naszej myśli zawsze możemy spruć i zacząć od nowa. Na szczęście tutaj nie było to potrzebne, bo efekt jaki osiągnęłam mnie zadowala. Przyznam jednak, że bardzo podoba mi się również oryginalna wersja męska tego swetra. 


Cieszę się, że sięgnęłam po ten wzór bo okazał się naprawdę prosty i czytelny. Dzierganie od dołu i łączenie części wcale nie jest takie znowu trudne jakie wydawało mi się wcześniej i, co dla mnie najważniejsze, jest niezauważalne. Konstrukcyjnie niczego nie można zarzucić temu swetrowi i nie żałuję wydanych pieniędzy na wzór, bo wart był każdej złotówki. Jedyne co zrobiłam inaczej to nabierałam oczka metodą włoską - moją ulubioną jeśli chodzi o ściągacze 1x1 i wydłużyłam zarówno rękawy jak i korpus, choć ten mogłabym wydłużyć jeszcze o jakieś 5 cm, bo osobiście wolę swetry dłuższe niż krótsze.


Podsumowując: 
  • Grettir by Jared Flood (Brooklyn Tweed) 
  • włóczka: Drops Karisma (kol. 44 [jasny szary mix] - 406 gramów // kol.16 [ciemny szary] - 37 gramów // kol. 52 [musztardowy] - 31 gramów // kol. 45 [jasna oliwka] - 12 gramów) - łącznie 486 gramów czyli 9,71 motków
  • druty: 3,5 mm (ściągacze) 4,0 mm (rękawy) i 4,5 mm (korpus) 
  • dziergane od 25 maja do 21 czerwca

czwartek, 16 czerwca 2016

Little lira

Szaleństwo skarpetkowe trwa, z drutów zeszła kolejna para a potem jeszcze jedna. Żeby jednak nie przynudzać na blogu, bo i tak nie mam porządnych zdjęć tychże skarpetek, to dzisiaj zaprezentuje sweterek, który wydziergałam już dawno temu a przy okazji podzielę się przemyśleniami na temat, który stał mi się bliski w ubiegłym roku, gdy dowiedziałam się że jestem w ciąży.

Mianowicie chodzi o dzierganie dla dzieci, szczególnie tych najmniejszych, niemowlaków, wręcz noworodków. Zacznę od tego, że nie dziergam z akrylu, szkoda czasu i koniec. Wiem, że w Polsce jest całe mnóstwo osób, które uważa, że jeśli włóczka dla niemowlaka to tylko akrylowa. Pocieszające, że jeszcze wchodzi w grę bawełna, choć niewielkie to pocieszenie, bo włóczki bawełniane z którymi miałam do czynienia nie były szczególnie miękkie. Ale wełna dla dziecka? Nigdy! Przecież delikatna skóra i tak dalej. Spójrzmy prawdzie w oczy. W dzisiejszych czasach wełna to nie tylko ta gryzącą, przaśna prosto od polskich owieczek.  Wybór jest ogromny i nie twierdzę że wszystkie włóczki wełniane nadają się dla dzieci bo części z nich sama nie toleruje na skórze. Moim faworytem jest Drops Baby Merino, dobra włóczka w bardzo przystępnej cenie. Ola i jej kuzynka Julia nosiły ciuszki z tej włóczki bez żadnych oznak dyskomfortu z tego powodu, w tym także czapki. Także polecam wyjść poza utarte schematy.

Sweterek, który chciałabym dzisiaj zaprezentować także jest z wełny merynosów  ale tutaj w wydaniu nieco grubszym, dziergany w ramach testu wzoru dla Polka knits. 

Musicie przyznać, że sama słodycz :)

W tym kardiganie uwielbiam wszystko - począwszy od pięknego warkocza z oczkami przekręconymi po konstrukcje typu "open fronts" która jest idealna w przypadku sweterka na wiosnę/lato i w końcu bardzo pomysłowe zakończenie ściągaczy.

 Najbardziej jednak podoba mi się to, że jest całkowicie bezszwowy. Jestem pełna podziwu dla własnej matki, która dziergała i dzierga swetry w kawałkach i potem pieczołowicie je zszywa. To zdecydowanie nie dla mnie.
W dzierganiu dla dzieci fajne jest to, że są to rzeczy tak małe, że wciągu zaledwie dwóch dni można wydziergać całość, choć gdyby tak sprężyć ruchy to może starczyłby i jeden dzień? :)


Żal jedynie, że dzieci tak szybko rosną i sweter, który był dobry wiosną na jesień będzie już za mały, choć stwarza to okazję do wydziergania kolejnego, prawda? Ten kardigan na pewno doczeka się większej odsłony.

Podsumowując: 
Przy okazji dziergania dla dzieci chciałabym zainteresować moje czytelniczki akcją, w której biorę udział. Chodzi o dzierganie/szydełkowanie dla podopiecznych hospicjum Perinatalnego Gajusz w Łodzi, potrzebne są kocyki, rożki, czapeczki odpowiednio malutkie dla hiperwcześniaków. To rzeczy tak minimalne, że wystarcza kilka/kilkanaście gram włóczki, więc można spokojnie wykorzystać resztki, ważne by były to włóczki delikatne dla skóry dziecka i w miarę cienkie (do 300 metrów/100gram). Więcej informacji można znaleźć w grupie na facebook'u Tęczowy kocyk (klik). 

środa, 8 czerwca 2016

Chusta Brokilon

Musiałam trochę poczekać by móc napisać ten post, ze względu na termin ukazania się wzoru, który testowałam, ale skoro ten ujrzał już światło dzienne to i ja mogę pochwalić się swoją chustą - Brokilon.



Gdy na marcowym spotkaniu z dziewczynami zobaczyłam z jakiej pięknej włóczki dzierga Agata wiedziałam że stworzy cudo, więc gdy tylko padło hasło testowanie - wiecie jak to jest. Musiałam :)

Kusiło by sięgnąć po tą samą włóczkę, ten sam kolor. Ale jednak jest jakaś iskra własnego twórczego zapału, więc wyciągnęłam dwa motki włóczki do farbowania i spróbowałam własnych sił w tej dziedzinie. Z jakim efektem? Sami oceńcie.


 Ja jedynie powiem, że to moje pierwsze farbowanie "z gara" i efekt nie jest do końca taki jaki sobie zaplanowałam, ale wiadomo, że nie od razu Kraków zbudowano. Także na pewno będę farbować dalej, mam jeszcze dwa motki tylko farby mi się skończyły i wypadałoby zamówić kolejne. A dodam jeszcze, że akurat w tym kolorze podoba mi się jak różnie się prezentuje w zależności od światła - czasami jest mocno zielony, a czasami wręcz przechodzi w niebieski.



Jeśli chodzi o sam wzór to moja miłość do wszystkiego co liściasto-leśne jest niezmiennie tak samo ogromna. Przyznaję, że czasami chodzą mi po głowie myśli typu "nie jesteś za stara by bawić się w elfa i zakładać takie rzeczy?" I nie wiem, jestem? Może i czas odłożyć na bok moje zwiewne kiecki w kolorach zieleni, ale moje liściaste chusty zostają ze mną i nikomu ich nie oddam!

Ostatnio na forum Knitting in Poland (ravelry) toczyła się dyskusja na temat noszenia chust, czy w ogóle dzierganych rzeczy. I wypowiadając się w tym temacie - najchętniej nosiłabym je wszystkie, a tak noszę w zależności od potrzeb i nastroju, latem także.


Co bardzo mi się spodobało w tym wzorze to to że jest to wzór z pewną historią, stoi za nim jakaś opowieść, która porusza wyobraźnię i dla mnie to coś tak niesamowicie fajnego, że daje tej chuście ogromny plus.

Technicznie:

A Brokilon wzięło się z sagi Wiedźmina, więc kolejny duży plus. Pierwszy raz z twórczością Sapkowskiego zetknęłam się pod koniec gimnazjum podbierając książkę wypożyczoną przez siostrę. To był tylko początek mojej fascynacji światem Wiedźmina i gdyby jakiś czas temu nie ukazała się kolejna książka (Sezon burz) to mogłabym powiedzieć, że przeczytałam od początku do końca jeszcze w liceum, a tak to cała seria stoi na półce i czeka aż ponownie zanurzę się w tym świecie. Sapkowski to jednak nie tylko Wiedźmin (wbrew pozorom) i jedno z jego opowiadań jest na liście moich ulubionych utworów.
Przypominał mi się ciekawy cytat, który jeszcze w liceum zapisałam sobie w kalendarzu Sapkowskiego właśnie:
"A czy zdarza się Panu czasem tkwić nad klawiaturą i czekać na inspirację?"
"Nie zdarza się, bo nie chodzi o inspirację, tylko o pracę. Trzeba się zmusić, zerwać z lenistwem. Pracować, nie czekać na natchnienie! Bo to nigdy samo nie przychodzi"
Historia i fantastyka Sapkowski & Bereś, str. 284, Supernova, Warszawa 2005

poniedziałek, 9 maja 2016

Primavera sock + Sunday meeting sock

Czasami odnoszę wrażenie, że dziergam ostatnio tylko skarpety. Niby nie ma w tym nic złego, w końcu to lubię, ale... ile można? Ile można mieć w domu chust/szali, czapek, rękawiczek? A czy istnieje taka ilość swetrów, która świadczy o przesadzie?

Póki co zawzięcie dziergam skarpety, dlatego musicie mi wybaczyć monotonie na blogu. Jakiś czas temu na blogu Attic24 (klik) zobaczyłam zdjęcie szuflady pełnej dzierganych skarpet i stwierdziłam, że chcę tak samo! To jak ze swetrami i innymi akcesoriami ręcznie robionymi na drutach - jak już się coś samemu zrobi dochodzi się do wniosku, że kupowanie gotowców pozbawione jest sensu.

Jakimś dziwnym trafem ostatnio dużo testuje wzorów - te skarpety to mój pierwszy *test knit* skarpet - wzór jest już opublikowany i można go kupić na stronie projektantki Iwony Eriksson tutaj (klik)

Każdy, kto choć trochę śledził moje prace na drutach wie, że jestem miłośniczką warkoczy - ale uwielbiam również ażury - połączenie jednego i drugiego to szczyt marzeń i tak jest z tymi skarpetkami.

Skarpetki Primavera może wydają się skomplikowane ale tak naprawdę wzór zapamiętałam po pierwszym przerobieniu, dodatkowym plusem jest to, że autorka nakręciła tutorial, gdzie krok po kroku pokazuje technikę wrabiania pięty.


Technicznie:
  • Primavera socks
  • włóczka: Drops Fabel (kol. 115) - zużycie około 62 gramów
  • druty 2,25 mm
  • dziergane od 27 kwietnia do 3 maja

 Te skarpety dziergałam na przełomie kwietnia i maja, ale wcześniej skończyła skarpety Sunday meeting socks. A skąd taka nazwa? Zaczęłam je podczas niedzielnego spotkania kilku zapalonych dziewiarek.



Po raz kolejny korzystałam ze wzoru Toe-up socks with a difference z drobną modyfikacją jaką był podwójny ryż zamiast części gładkiej.

Włóczka z odzysku. Czy ktoś pamięta jeszcze mój pierwszy sweter na drutach? Tak, doczekał się przerobienia na skarpety. Tak to jest, gdy początkująca dziewiarka porywa się na robienie swetra z włóczki skarpetkowej układającej się w pasy! Dzisiaj powiedziałabym na taki pomysł, że to masakra!

A tutaj mamy zbliżenie na moją ulubioną część skarpety i najciekawszą do zrobienia :)

 Technicznie
  • Toe-up socks with a difference   z modyfikacją na podwójny ryż zamiast ściegu gładkiego
  • włóczka: Zitron Trekking XXL - zużycie około 65 gramów
  • druty 2,25 mm
  • dziergane od 10 do 27 kwietnia

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...