wtorek, 5 maja 2015

Lalylale

Nie miałam okazji polubić się bardziej z szydełkiem. Zdarzało mi się coś robić, ale zawsze były to rzeczy proste, niewymagające ani zbyt wiele czasu ani skupienia. Taki przerywnik w dzierganiu większych projektów. Ale wszystko do czasu. Bo gdy zobaczyłam Paula wiedziałam, że muszę go mieć, choć poprawniej byłoby stwierdzić, że moje dziecko musi :)

Tak powstała moja pierwsza maskotka na szydełku! :) Myślałam, że jej zrobienie zajmie mi całe wieki, w końcu totalnie nie ogarniałam angielskiej terminologii dotyczącej szydełkowanie, polskiej zresztą nadal nie ogarniam. Ale jak już zaczęłam tak poszło i Paul powstał w przeciągu tygodnia!

Pozwólcie że przedstawię bliżej. Oto Paul Muchomorek

Żeby nie czuł się samotny szybko postanowiłam dorobić mu towarzystwo w postaci Paulinki Borowinki, która była tworzona z myślą o Julce, która za kilka tygodni przyjdzie na świat :)


Nie mając doświadczenia w szydełkowaniu maskotek sięgnęłam po materiał, który dobrze znam i lubię - więc beżowy oraz czerwony to włóczka Drops Baby Merino, zaś brąz i zieleń to wełna Filcolana Arwetta Classic. Wszystko przerabiane na szydełku w rozmiarze 2,5 mm a wypełnienie to kulka silikonowa. Ze względu na przeznaczenie dla bobasów postanowiłam oczy wyszyć zamiast przyszywać plastikowe.

Dobrze im razem, ale sądzę że jeszcze lepiej być pierwszym przyjacielem dziecka :) A w planach na przyszłość kolejne maskotki. Bardzo podoba mi się Kira oraz Rita ale rozważam tym razem użycie bawełny. Nie znam się jednak na bawełnie, więc na koniec mam do Was prośbę o wszelkie rady/sugestie w tym temacie, jakiej włóczki mogłabym ewentualnie użyć?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Alecia Beth


Na początku roku, gdy zdecydowałam się na dołączenie do wyzwania "52 projektów w 2015 roku" nie spodziewałam się, że w ramach tego wyzwania uda mi się wydziergać 12 sweterków, ale oto mamy kwiecień a z moich drutów zszedł czwarty! :)

Ten sweterek podobał mi się od bardzo dawna a jednak w pewien sposób mnie onieśmielał. Elegancki, kobiecy z pomysłowym taliowaniem. Idealny do sukienek, których wszak nie noszę. Więc powtarzałam, że jeszcze mam czas, jeszcze zdążę. A w tak zwanym międzyczasie dziergałam tuniczkę Alice in Wonderland* w podobnym stylu. Pod koniec marca, gdy skończyłam Fickle Heart coś się jednak zmieniło, podjęłam decyzje i wrzuciłam na druty Alecie Beth.
Wybór włóczki był banalny. Malabrigo Sock to zdecydowanie jedna z moich ulubionych włóczek, w robótce przerabia się fantastycznie i równie fajna jest w użytkowaniu. A lettuce to jedna z tych zieleni od malabrigo, która wcześniej czy później musiała trafić na moje druty. Początkowo miałam zamiar połączyć ją z dwoma innymi kolorami sock'a i mieć swoją własną chustę Color Affection. Bałam się, że nie uda mi się uzyskać odpowiedniej próbki i będę musiała kombinować, moje obawy były w pewnym sensie uzasadnione, bo próbka wydziergana dwa lata wcześniej tym samym rozmiarem drutów (3,5mm) liczyła sobie tylko 24 oczka zamiast 26. Ale przez ten czas przerobiłam milion oczek i coś się zmieniło, tym razem moja próbka wyszła idealnie.

Dziergałam we własnym tempie, bez pośpiechu. Długo nie mogłam zdecydować między długimi rękawami a 3/4, tym bardziej że istniała obawa że nie starczy mi włóczki, bo kuleczki z których dziergałam rękawy kurczyły się w szybkim tempie. Taka długość jest jednak idealna :)

Może to zabrzmi zabawnie, ale tył tego swetra mnie zachwyca! Uwielbiam jak te "warkoczyki"" kształtują talię i podkreślają... kobiece krągłości, których aktualnie u mnie nie brakuje. Zanim wydziergałam listwę brzegową obawiałam się, że będzie już za późno bym mogła się w nim zapiąć ze względu na brzuszek, ale zdaje się że zdążyłam w ostatniej chwili :)
Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego, sweterek wyszedł tak jak go sobie wyobrażałam i mam nadzieję, że w przyszłości nadarzy się mnóstwo okazji do zakładania go w zestawieniu z sukienkami :) 

Wczorajsza pogoda nie pokrzyżowała nam planów i udało się zrobić zdjęcia podczas spaceru z mężem i choć z efektu jestem zadowolona to jednak trochę żałuję, że wcześniej cały czas padało bo wybraliśmy się na wycieczkę w poszukiwaniu jezior, czyli w słowniku zapalonych wędkarzy jakich w rodzinie męża nie brakuje - odpowiednich łowisk, oczywiście na zbliżającą się majówkę. Odkryliśmy miejsce bardzo malownicze i mam nadzieję, że będę miała okazję w przyszłości zrobić tam zdjęcia, kto wie? Może nawet mojego następnego sweterka?

* moje drugie podejście do Alicji skończyło się ponownym pruciem

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Pierwszy taki komplet

Choć za oknem słonecznie a w przyrodzie coraz więcej zieleni wcale nie przestaje myśleć o dzierganiu czapek, tym bardziej że już za kilka miesięcy na świecie pojawi się istotka, która zasługuje na pokaźną ilość ręcznie dzierganych ciuszków, jak na dziecko dziewiarki przystało.
Ten post nie dotyczy tylko czapeczki ale całego kompletu! Pierwszego sweterka dla mojego dziecka*, drugich bucików* no i pierwszej czapeczki.
Cały komplet prezentuje się tak:

Sweterek powstał na podstawie wzoru Lete o nazwie Linnie. 
Wzór urzekł mnie od pierwszego wejrzenia i wiedziałam, że motek kolorowej Cool Wool Merino Print, który kiedyś dostałam w prezencie urodzinowym będzie idealny do takiego projektu. Aby stonować "szaloną" grę kolorów tego motka postanowiłam go połączyć z jasno-szarym motkiem Drops Baby Merino.
Efekt mnie osobiście zachwyca.
Żeby nie było - to sweterek dla dziewczynki, musiał mieć odpowiednie akcenty.

Kolorowy brzeg francuzem jest tym, co sprawia, że ten prosty sweterek zmienia się w coś niepowtarzalnie uroczego.


 Ten sam francuz pojawia się w znanych i lubianych bucikach Saartje's gdyby ktoś jednak miał wątpliwości co do tego kompletu...

... to tu także pojawiły się kwiatowe guziczki

 Komplet uzupełniłam prostą czapeczką, w której także wykorzystałam ścieg francuski dziergany kolorową włóczką. To właśnie moja kwietniowa czapka, którą zgładzam do wyzwania "12 czapek w 1 rok".
I to wszystko z dwóch motków włóczki, czyli łącznie nieco mniej niż 100 gram bo nadal jakieś skrawki zostały.

Dzierganie takich ciuszków daje mnóstwo radości, więc tym postem zaczynam całą serię dziecięcą, ale bez obaw - dziergam też dla siebie. Cudny, kobiecy kardigan ze wzoru Alecia Beth (także od Lete) właśnie się suszy i mam nadzieję, że do końca miesiąca uda się zrobić dobre zdjęcia. Od razu nabrałam oczka na kolejny sweterek dla siebie i tym razem mój wybór padł na Boxy od Joij, ale uwzględniając ilość oczek na drutach trochę czasu minie zanim go skończę. Nie zapominam także o szydełku, więc będę miała o czym pisać w najbliższym czasie.

*podczas pierwszego USG usłyszeliśmy, że to na 90 % dziewczynka, w piątek mamy drugie USG i mam nadzieję, że ta informacja zostanie potwierdzona już na 100 %
* pierwsze buciki zostały sprezentowane przez teściową

środa, 15 kwietnia 2015

Sweet Dreams

Po niemal tygodniowym pobycie na wsi stwierdzam, że wiosna w mieście jest o wiele uboższa od tej tam, na łąkach, w lesie i nawet w przydomowych ogródkach. Miło było spędzić trochę czasu na słońcu, poczuć wiatr we włosach i obserwować zadomowianie się bocianów, które dopiero co wróciły z dalekich krain.
Wychowałam się na wsi i tęsknota za tą wolnością, przestrzenią i bogactwem natury chyba będzie mi już towarzyszyć zawsze. Chusta którą wydziergałam także powstała z tęsknoty. Tyle że za koronką, cieniutkimi jak pajęcza sieć nićmi i zwiewnymi, kobiecymi formami. Tak powstała moja druga chusta Sweet Dreams. Tym razem moja własna.

 
Dziergana z wdzięcznej włóczki Malabrigo Baby Silkpaca w kolorze fiołkowo-lawendowym o nazwie cuarzo a waży mniej niż 50 gram, bo po skończeniu nadal została mi kuleczka włóczki do wykorzystania i nawet już powoli dzierga się kolejna chusta. Ta włóczka to piękny prezent urodzinowy od siostry, ma rękę do kolorów, czyż nie? ;)

Chusta wyszła stosukowo mała, to zaledwie jedno powtórzenie każdego schematu, ale niestety miałam ograniczoną ilość koralików i nie bardzo wiedziałam jaki to kolor by domówić kolejne takie same. Sądzę jednak, że teraz gdy robi się coraz cieplej będzie akurat do okrycia ramion. 



Kolejne projekty czekają w kolejce do pokazania bądź sfotografowania, a inne nadal są w trakcie. Głowę mam pełną pomysłów na ubranka dla maluchów i intuicja mi podpowiada, że już wkrótce takie formy zdominują moje dziergania… i szydełkowanie. O tak, jakoś nie miałam okazji polubić się z szydełkiem bardziej, polska terminologia nadal stanowi dla mnie czarną magię, ale teraz dostrzegam że nie doceniłam ogromu możliwości jaką daje to proste narzędzie zwane szydełkiem.

sobota, 28 marca 2015

Castiel hat


To już ostatnie dni marca, więc by zobowiązaniu stało się zadość pokazuję marcową czapkę.

Wzór z którego korzystałam to Castiel od Woolly Wormhead. I tutaj z żalem przyznaję, że ta czapka mi jakoś nie leży. A wydziergana została z napoczętego kłębka Malabrigo Rios w kolorze Vaa, który został mi po zakończeniu swetra Fickle Heart. Druty 3,5 mm (ściągacz) i 3,75 mm.

Pod względem formy to taki typowy 'beanie' czyli mój ulubiony typ mający odrobinę luzu z tyłu ale nie za dużo. Układa się bardzo fajnie, blokowanie przyniosło efekt i ażurki zostały podkreślone, więc to taka odpowiednia czapka na taką przejściową pogodę, chociaż jako wielbicielka czapek nie potrzebuję mrozów by nosić czapkę i mój sezon czapkowy trwa mniej więcej od września do kwietnia w zależności od pogody.

Może problem nie leży w samej czapce ale w moim ogólnym samopoczuciu i tym, że jakoś ciężko patrzeć ostatnio w lustro? Organizm powoli przyzwyczaja się do nowej sytuacji. Najpierw minęły mdłości i zgaga, teraz powoli przechodzą zawroty głowy, choć nadal nie mam siły na zbyt długie spacery. Zostały bóle głowy, ale i one z czasem przejdą by ustąpić miejsca innym urokom bycia w ciąży. A ile jest prawdy w powiedzonku, że dziewczynki odbierają mamie urodę?

Trochę sobie pomarudziłam to teraz mogę z czystym sumieniem przyznać, że bardzo się cieszę z nadejścia wiosny. Co prawda dzisiaj słońce nie świeci a niebo jest szare, ale za to wczoraj była pierwsza prawdziwa wiosenna burza a nocą zasypiałam przy kojącym szumie deszczu za oknem. I w końcu zaczęłam dzierganie dla bobasa, takie malutkie formy chwytają za serce sprawiając że chce się więcej takiej słodyczy.


środa, 25 marca 2015

Fickle Heart

Tydzień temu udało mi się przyszyć ostatni guzik a tym samym oficjalnie zakończyć dzierganie kolejnego swetra w tym roku. Tym razem mój wybór padł na Fickle Heart autorstwa Lete.

To jeden z tych projektów, które skradają serce od pierwszego wejrzenia, ale dzierganie go akurat teraz nie było do końca przypadkowe. Tak się złożyło, że w grupie Malabrigo Junkies w tym miesiącu odbywa się KAL, więc skorzystałam z okazji i dołączyłam do grona dziewczyn dziergających sweterek Fickle Heart. Takie zabawy działają na mnie motywująco, bo staram się skupić na danym projekcie i nie rozpraszają mnie inne robótki, które ewentualnie mogłabym zacząć pomiędzy. Ale chyba największym plusem jest to, że gdy tak się wspólnie dzierga ten sam wzór zawsze można liczyć na pomoc czy podpowiedź ze strony innych. A szybko się okazało, że ta pomoc jednak będzie konieczna, bo to totalnie dla mnie nowy sposób dziergania swetra.


Po raz pierwszy wrabiałam rękawy od góry i kształtowałam je rzędami skróconymi - zaczynałam ten zabieg trzykrotnie za każdym razem prując i zaczynając od nowa, ale nie chodzi o to, że ta metoda jest trudna czy wyjątkowo skomplikowana, bo nic z tych rzeczy. Mój cały problem polegał na tym by nabrać odpowiednią liczbę oczek w taki sposób by nie powstawały mi dziurki, ostatecznie nabrałam więcej oczek niż przewidywał wzór, ale zredukowałam ten nadmiar w kolejnych rzędach.

Taki sweter z kapturem był moim cichym marzeniem od bardzo dawna, jeśli nie od samego początku robienia na drutach, a tutaj jeszcze dodatkowo pojawia się całe mnóstwo warkoczy więc oto ziścił się sen o idealnym swetrze.

A jak przestanie mi się mieścić brzuch - wystarczy rozpiąć guziki :D

Na razie jednak się mieścimy.



Ciekawostka jest taka, że dziergałam rozmiar M a zużyłam około 5,5 motka włóczki zamiast 7. Nie wiem z czego to wynika, ale za to z napoczętego motka wydziergałam już czapkę i nadal mam nieco ponad motek do wykorzystania w przyszłości.



Dziergałam z dwóch motków jednocześnie, przekładając je co dwa rzędy. Trochę się martwiłam, że rękawy będą ciemniejsze niż korpus, ale po zakończeniu z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic takiego nie widać. Trud się opłacił! :)
To mój 9. projekt w tym roku.

środa, 18 marca 2015

Sprig

Świat włóczek jest tak różnorodny i bogaty, że ciężko go ogarnąć i połapać się wśród tych wszystkich firm, czy osób zajmujących się farbowaniem. Ale są takie nazwy o których wcześniej czy później się słyszy/czyta, które budzą zainteresowanie i zachwyt gdy mamy okazje podziwiać na ekranie komputera bogactwo kolorów luksusowych włóczek. Madelinetosh. Gdzieś przeczytałam, że to mercedesy wśród włóczek więc bardzo mnie kusiło by wrzucić kiedyś na swoje druty tak luksusową włóczkę. W listopadzie postanowiłam zrobić sobie prezent i nabyć motek Tosh DK w przepięknym zielonym kolorze o nazwie Forestry i przerobić go na zimową czapkę dla siebie. To tyle jeśli chodzi o plany, bo gdy ten motek do mnie dotarł skradł moje serce prosząc o formę większą i lepszą niż jakaś tam czapka. Każda dziewiarka wie, że z tych dwustu metrów ciężko wydziergać coś większego, więc nabyłam kolejne trzy motki. Dodatkowym bodźcem niewątpliwie było to że to trzy ostatnie motki dostępne w sklepie. Od razu wiedziałam jaki to będzie sweter, bo podobnie jak włóczka - Sprig skradł moje serce od pierwszego wejrzenia. 


Sweterek ma prosty krój i w całości dziergany jest bezszwowo, od góry. Wzór jest prosty i w miarę czytelny. Nie miałam żadnych problemów podczas dziergania a próbka na drutach 4,0 mm okazała się być idealna.

Na zdjęciach wydaje się być stosunkowo krótki więc musicie uwierzyć mi na słowo, że to standardowa długość swetra, jak dla mnie jest w sam raz ;)  Rękawy tutaj obowiązkowo 3/4 ze względu na listki oplatające zakończenia obu rękawów - niestety w moim odczuciu mało widoczne ze względu na naturalne zgięcie tej części.




To sweter wydziergany jeszcze w ubiegłym roku. Jak już nabyłam włóczkę nie mogłam  jej tak po prostu pozwolić leżeć w pudle i czekać. Jak informuje mnie strona projektu na ravelry zaczęłam 21 grudnia a skończyłam 31 grudnia - duża część swetra powstała podczas świąt spędzanych u teściów.


Pokazuję go dzisiaj bo mimo iż jakieś zdjęcia powstały już wcześniej to jednak taką sesje wymarzyłam sobie wczesną wiosną, gdy pojawiają się pierwsze pączki listków na drzewach. Taki mój wymarzony wiosenny sweter.

Włóczka wydajna - z czterech motków zostały mi dwie kuleczki w sumie 50 gram - będzie z tego czapa dla dzidziusia :) Tymczasem wracam do dziergania - jest szansa na skończenie dzisiaj swetra! :)

sobota, 7 marca 2015

Lanvad

Pierwszy sweter wydziergany w tym roku. Mój Lanvad.

Są takie wzory, które zdobywają moje serce od pierwszego ujrzenia, ale mija czas i ciągle jest coś ważniejszego na drutach. Więc czekają w kolejce. Na lepsze czasy, na natchnienie, specjalną włóczkę a może nawet i potrzebę. W przypadku tego swetra wszystko złożyło się idealnie - była potrzeba, bo mimo iż coraz cieplej to nadal jakoś tak chłodno, ale zamiast zimowego, ciężkiego płaszczyka - ciepły sweter pod ramoneską.

Włóczka - Drops Lima w kolorze ciemno niebieskim (4305) czekała w pudle od dawna. Do tego projektu wydawała się idealna, w końcu zależało mi na ciepłym swetrze, w spokojnym kolorze. Podobają mi się wszystkie wersje w szarościach, ale sama siebie nie widzę w tym kolorze.

Golf, którego tak się bałam jest szeroki i nie dusi jak to golfy mają w zwyczaju, za to chroni przed chłodem i można sobie darować zakładanie chusty, czy komina. I te warkocze...


...pojawiające się także na rękawie. I to tylko jednym, by było ciekawiej.


Dzierga się kolejny sweter wg projektu Lete, tym razem Fickle Heart.

sobota, 28 lutego 2015

Lutowa czapka - Pressed leaves

W ostatniej chwili. Ale tak to jest, gdy chce się złapać kilka srok na rok za ogon. Lutowy kryzys dziewiarski zażegnany, pomogło zaangażowanie się w AwesomeSauce Sweater KAL 2015 w grupie Lete's Knits na ravelry. Dzięki temu wydziergałam swój pierwszy sweter w tym roku! I na tym nie koniec ;)
Ale dziś ostatni dzień lutego, ostatnia okazja by pokazać czapkę wydzierganą w lutym - właściwie w ciągu ostatnich dni, wczoraj kończyłam i do końca nie wierzyłam, że na dziś wyschnie i będę w stanie zrobić zdjęcia. A jednak! Więc oto i ona...

Wzór: Pressed leaves z książki Botanical Knits, autorstwa Alany Dakos ze znanego bloga Never Not Knitting
Włóczka: Drops Karisma (100 % wełny superwash) - kolor leśna zieleń, zużycie około 75 gramów.
Druty: 3,5 mm (ściągacz) i 4,0 mm


Nie byłam pewna jakie blokowanie będzie dla tej czapki lepsze. Jestem przyzwyczajona do blokowania czapek z użyciem nadmuchanych balonów, uważam, że to bardzo dobra metoda i będę się jej trzymać. Jeśli nie próbowaliście - polecam! Ważne by nadmuchać balon gdy już będzie w środku czapki, wtedy nie będziecie rozpychali ściągacza przeciskając napompowany uprzednio balon do środka czapki.
Tutaj problemem był kształt - zza ravelry podaje że powinien to być beret a dla takich form chyba lepiej użyć okrągłego talerza i taki też talerz włożyłam wczoraj do środka czapki ale efekt był raczej kiepski, więc zdecydowałam jednak na balon. Przez to zupełnie nie jest to beret, tylko takie nie-wiadomo-co.

I skoro dobrnęliście już do końca to mam dla Was niespodziankę!
Nie... to jeszcze nie candy. Chodzi myślę o nim intensywnie i obiecuję, że jak już coś wymyślę to będzie ekstra!
 Moja niespodzianka to...

14. tydzień!
 Jeszcze trochę a blog zdominują ciuszki dla bobasa!


PS. O swetrze słów kilka już niebawem.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Dobrea's hood

Zaniedbuje bloga i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Może powinnam zrobić sobie przerwę w blogowaniu? Może jak zatęsknię to wróci ta łatwość pisania nowych postów i chęć by robić coraz lepsze zdjęcia, specjalnie dla Was?
Pochwaliłam się w styczniu, że ukończyłam 4/52 projekty i była to pochwała przedwczesna, bo dopiero wczoraj udało mi się skończyć projekt 5 na liście wyzwań. Ciągle czeka na blokowanie i zdjęcia, ponadto jestem w trakcie dziergania mitenek do kompletu, więc na swoją premierę także jeszcze poczeka. W chwilach zwątpienia i braku chęci do dziergania czy prucia, bo i tak się zdarza - przeglądam ravelry, wyszukuję wciąż nowe wzory do pokochania, zainspirowania i wydziergania w przyszłości.

Jednak zaczęłam już pisanie tego posta, by nie było że nie będzie dzisiaj zdjęć - pokażę cudaka, którego dziergałam w styczniu. To czapka/kapturek na specjalne zamówienie pewnej zdolnej Pani, która robi przepiękne rzeczy z filcu.






Żałuję trochę, że miałam wtedy postawiony kołnierz w płaszczu, bo nie widać najważniejszego - część warkoczowa nie jest połączona w okrąg dzięki czemu uszy są bardzo dobrze chronione, a dodatkowym zabezpieczeniem jest tunelik, przez który przechodzi i-cordowy sznureczek, który pozwala na zawiązanie czapki pod szyją, np. gdy wieje silny wiatr. Tył czapki to ukłon w stronę wszystkiego, co elfie :) Więcej zabawy niż z tradycyjną czapką, bo zaczęłam od warkocza i później nabierałam oczka wzdłuż obu krawędzi, ale warto było! Zaczynam planować swoją wersję, ale dla zwiększenia "level'u" - z wzorem wrabianym zamiast warkocza! :)

Do kompletu z tej samej włóczki - Justy, od Włóczek Warmii wydziergałam również mitenki wg wzoru Endpaper Mitts  








Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...