poniedziałek, 31 grudnia 2012

Książki 2012


Książki, które przeczytałam w roku 2012


1. Historia Irlandii

Pozycja dość niezwykła. Na tych niemal 500 stronach opisane zostały zawiłe dzieje Zielonej Wyspy od czasów najdawniejszych po XX wiek. Z całą pewnością nie jest to książka wyczerpująca temat. Niektóre sprawy potraktowane zostały dość ogólnikowo, ale pozwoliło mi to ukierunkować dalsze poszukiwania, bo z pewnością książka ta skłoniła mnie do zgłębienia fascynującej historii Irlandii. Mimo tego skrótowego potraktowania pewnych wydarzeń z książki wyłania się spójny obraz dziejów Irlandii, więc warto po nią sięgnąć, by spojrzeć na historię tej wyspy jako całość i zrozumieć jakie czynniki, wydarzenia sprawiły, że Irlandia dzisiaj jest jaka jest. Czytając tą książkę po raz pierwszy zwróciłam uwagę na język, jakim opisywana jest historia - w tej książce jest to język niezwykle obrazowy, na wskroś irlandzki. Polecam.

2. Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu
Dość ciekawa książka, w której autorka ukazuje ciekawostki naukowe na temat seksu. Pokuszę się o stwierdzenie, że nawet obnaża temat jakim sam seks jest. Wiele się można z niej dowiedzieć, ale nie jest to bynajmniej pozycja popularnonaukowa, dobrze przeprowadzony research wzbogacony doświadczeniami samej autorki oraz jej relacjami ze spotkań z ludźmi, którzy prowadzą/prowadzili badania nad seksem. Nie mniej jednak uważam, że książka nie jest tak kontrowersyjna jak miała być, temat seksu nie jest już tematem tabu, nawet w świecie nauki ludzi zajmujących się seksem nie uważa się dłużej za ludzi z problemami na tle seksualnym. Minus za przypisy, które choć ciekawe i nieraz dość zabawne - nadal są przypisami, więc trzeba oderwać się głównego wątku, by doczytać, co też autorka książki błyskotliwego chciała powiedzieć w przypisie.

3. Pochodzenie kobiet

Może popełniłam błąd sięgając po nią po przeczytaniu "Blizn po ewolucji" jednak odniosłam wrażenie, że stanowi pewne powielenie tego, co zostało zaprezentowane w "Bliznach...". Nie mniej jednak i tak ciekawie się ją czytało, pojawia się tam kilka ciekawostek, których nie było w poprzedniej książce i pisana jest zupełnie inaczej, powiedziałabym, że dość feministycznie, swobodnie i przez to lektura jest leciutka.

4. Pochodzenie dziecka

Równie ciekawa książka jak dwie poprzednie, w przeciwieństwie do pochodzenia kobiet nie zawiera powtórzeń teorii z blizn po ewolucji, to o czym pisze autorka tej książki jest ciekawe, wręcz pasjonujące. Książka warta polecenia. Jedyne zastrzeżenie dotyczy przypisów, które ujawniają pewne niekonsekwencje autorki książki, nieścisłości i błędy skonsultowane przez specjalistów.

5. Blizny po ewolucji 
Niezwykła, intrygująca, wciągająca. I kto by pomyślał, że książka na temat teorii czy też hipotez ewolucyjnych może być tak wciągająca? Elain Morgan w tej książce zadała wiele trafnych pytań i co ważniejsze znalazła na nie możliwe odpowiedzi. Jak dla mnie wystarczająco przekonywujące. Polecam serdecznie każdemu.

6. Irlandzki sweter
Recenzja została zamieszczona na blogu już wcześniej. 

7. Dziennik irlandzki

To trochę dziwne uczucie czytać o Irlandii widzianej oczami Niemca. A jednak czemu nie? Czy Irlandia w oczach obcokrajowca przestaje być Irlandią? Książka tego autora uświadomiła mi, że to o czym mówił Ernest Bryll podczas wieczoru baśni irlandzkich, jest prawda - Irlandia istnieje ponieważ jest opowiedziana.

Żałuję, że tą książkę czyta się tak szybko. Nieco ponad 100 stron to zdecydowanie za mało by zaspokoić ciekawość. Nie była to dla mnie jednak lektura łatwa. Było w niej mnóstwo takich momentów, gdy to co przeczytałam zmuszało mnie do zatrzymania, do zastanowienia. Dla mnie osobiście to książka niezwykle melancholijna, opisująca Irlandię deszczową i szarą, w której zielony jest tylko mech porastający domy, które wyglądają jak ruiny sprzed kilku tysięcy lat.
Mimo, iż na początku autor opisuje własną podróż do Irlandii  w dalszych rozdziałach zanika ten typ narracji. Pojawia się za to opowiadanie  z punktu widzenia narratora, który bacznie obserwuje bohaterów i opisuje ich myśli.
Sięgnęłam, bo spodobał mi się sam początek - "Istnieje taka Irlandia: ale kto tam pojedzie i nie znajdzie jej, nie może rościć pretensji do autora".  
Książka, która wzbudziła we mnie dziwne emocje. Melancholię, smutek i żal, bo Irlandia w oczach Heinricha Bolla jest biedna, szara i deszczowa. Ludzie są ubodzy, lecz poczciwy. Króluje katolicyzm i I shouldn't worry choć czworo z dziewięciorga dzieci Pani D. będzie musiało emigrować. Uwielbiam i polecam.

8. Dziennik z Wyspy Aran i innych miejsc 

Zaskakujące odkrycie na nowo starej, dobrej literatury. Książka, która stanowi kartki pamiętnika z pobytu autora w Irlandii oraz na Wschodzie. Przy czym myślałam, że będzie mnie interesowała jedynie część poświęcona Irlandii, szybko się jednak okazało, że Pan Bouvien napisał książkę w tak piękny sposób a przy tym niezwykle ciekawie. Aż chciałabym sięgnąć po inne książki o charakterze podróżniczym, ale przy tym pozostające dość osobiste.

9. Podróż po Irlandii monastycznej 
Kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po ten tytuł spodziewałam się książki niesamowitej i taką, którą będę pragnęła posiadać na własność. Znalazłam jednak ją w miejscowej bibliotece, więc wypożyczyłam by się zapoznać i ewentualnie nabyć z czasem. To była dobra decyzja, bo książka choć dobra i ciekawa stanowiła pewnego rodzaju rozczarowanie. Być może wynika ono po części z tego, że w książce pominięty został klasztor św. Brygidy w Kildare, bardzo dla mnie ważny z wielu powodów. Niemniej jednak książka godna polecenia dla miłośników Irlandii i jej przeszłości. Bardzo podobały mi się fragmenty, w których autor opisywał swoje refleksje, spostrzeżenia na temat krajobrazu, czy pogody.

10. Wstrząsające wyznania Kathy 
Po przeczytaniu nie tylko byłam wstrząśnięta, byłam przerażona a jednocześnie zaskoczona, że coś tak potwornego można przeżyć, że w XX wieku w Europie, która niby taka cywilizowana, wywyższana ponad niektóre ludy świata, ludzie sprawujący władzę pozwoliły na to. Zupełnie inny obraz mojej ukochanej Zielonej Wyspy, zupełnie inny obraz celtyckiego chrześcijaństwa. Druga strona medalu, ta o której powinno się wiedzieć i o której powinno się pamiętać. Z drugiej strony w jakiś czas po przeczytaniu wklikałam w google kilka słów i weszłam na stronę, która kwestionowała historię Kathy. Odniosłam wrażenie, że powiewa z lekka ortodoksyjnym katolicyzmem, jednak wątpliwości pozostały. Co jeśli opisana historia wcale się nie wydarzyła?

11. Listy na wyczerpanym papierze
Wzruszające i piękne, poetycka miłość dwojga niezwykłych ludzi i do tego bardzo ładnie wydane.

12. Księga rzeczy utraconych

Przepiękna, wciągająca, niesamowita i intrygująca. Cieszę się, że odkryłam tą książkę na półce z literaturą irlandzką, bo gdyby nie to pewnie nigdy bym nie przeczytała. Straciłabym kawał dobrej literatury. Baśniowy, choć wcale nie arkadyjski, nie sielankowy świat wyobraźni młodego chłopca imieniem Dawid. Baśń dla dorosłych. I to co lubię najbardziej - piękne zakończenie.

13. O świętości i whisky

Momentami intrygująca, innym razem dość nudna, choć mimo wszystko warta polecenia.  Ponoć autor obnaża w niej wady Irlandczyków, dla mnie jednak było to całkiem pasjonujące zapoznanie się z ich mentalnością, zachowaniem zwykłych ludzi, ale na tle uwarunkowań kulturalnych.

14. "Kapłan"
15. "Modlitwa do Boga Złego" 
16. "Czas Czarnych Luster" 

Dwie z tych trzech pozycji miałam okazję przeczytać już wcześniej, kilka lat wcześniej. W związku jednak z ukazaniem się "Czasu czarnych luster" postanowiłam przypomnieć sobie historię Krzysztofa Lorenta i była to dla mnie kolejna miła przygoda z literaturą polską. Krzysztof Kotowski napisał trzy wspaniałe książki i nie żałuję, że te kilka lat temu postanowiłam kupić "Kapłana" siostrze w prezencie urodzinowym. Siostrze co prawda się nie spodobał i nie przebrnęła, ale za to ja miałam okazję na jakiś czas zanurzyć się w świecie intryg, tajemnic, spisków i niezwykłych zdarzeń. Żałuję jedynie, że ostatnia część, "Czas czarnych luster" odbiega od pozostałych. Ma w sobie zdecydowanie za dużo science fiction, którego nigdy nie lubiłam i nie sądzę, by miało się to kiedyś zmienić. Po przeczytaniu odczułam także pewnego rodzaju niedosyt, bo jak to już koniec? 
 
17. "Zamek z piasku, który runął" 

Kolejna i już ostatnia część hiostorii Lisabeth Salander. Wciągająca jak pozostałe części, zakończenie czytałam do 4. rano tak mnie pochłonęła i tak bardzo chciałam wiedzieć jak w końcu skończy się historia tej, jakby nie było, niezwykłej kobiety. I tutaj, tak piszę to ja, duży plus dla Larsona za fajne zakończenie. Naprawdę mi się spodobało. W tej części nie przesadzał również jeśli chodzi o szczegóły życia głównych bohaterów (nie spotkałam się chyba nigdzie z listą zakupów, może mój błąd, ale po wcześniejszych częściach byłam przewrażliwiona, więc raczej bym zauważyła taki kwiatek). 

18. Rodzina naszych czasów 

Mam małe wątpliwości, czy to broszurowe wydanie także powinno znaleźć się na liście moich lektur roku 2012, ale w końcu czy rozmiar definiuję książkę? A tutaj mamy niewielki, ale niezwykle ciekawy zbiór artykułów dotyczących współczesnego społeczeństwa, przemian jakim podlega instytycja rodziny oraz prognoz na przyszłość. Mnie to zainteresowało, wciągnęło i wzbogaciło o nową wiedzę. 
 
19. Dom dzienny, dom nocny 

Nie wiem co napisać o tej książce. Jak na Olgę Tokarczuk jest w pewien sposób niezwykła i nie żałuję, że po nią sięgnęłam, ale tutaj będę posiłkowała się cytatem z kolejnej książki tej autorki: "
Lepiej rozumieć mowę zimowego wiatru i słyszeć bolesny krzyk  pękających na wiosnę w ziemi nasion niż ślizgać się po powierzchni mądrości liter" i właśnie takie mam wobec tej książki odczucie, że ma jakieś drugie dno, którego nie dostrzegam, że traktuje o czymś więcej, a ja choć to przeczuwam to tego nie widzę. 
20. Podróż ludzi księgi 

Moja pierwsza reakcja - ah, więc to z tej książki pochodzi ten cytat (powyższy) a ja choć znałam go od dawna nie zdawałam sobie sprawy, że pochodzi właśnie z tej książki, na swój sposób ciekawej, ale też że napisała go sama Olga Tokarczuk.  Na tej książce na jakiś czas zakończę moją przygodę z Olgą Tokarczuk. 
21.  Dziewczyna, która igrała z ogniem. 

Ponoć tą książkę także przeczytałam w 2012 roku. Może o tym świadczyć ten wpis i niech będzie jednocześnie recenzją książki. 

Aktualnie jestem w trakcie czytania książki "Irlandia. Celtycki splot" Ernesta Brylla i Małgorzaty Goraj Bryll. Ale... nie chcę składać obietnic bez pokrycia, więc napiszę tylko, że ta pozycja zasługuje na oddzielną notkę.







Haruni

Haruni powstała w ciągu ostatniego tygodnia z włóczki Drops Lace w pięknym lawendowo-wrzosowym kolorze w prezencie urodzinowym dla mojej teściowej.

Korzystałam z tłumaczenia Maknety, które znaleźć można tutaj. Na początku trochę mnie przerażał sam opis, początek 'provisional cast on', ale szybko się okazało, że nie jest taka straszna. Oprócz wspomnianych problemów przy rzędzie 21. pojawiły się pewne niejasności przy bordiurze. Musiałam się posiłkować oryginalnym wzorem, ale jak widać udało się. I to chyba nie najgorzej. W planach mam zaś wydzierganie kolejnej chusty Haruni z tej samej włóczki, Drops Lace, ale w innym kolorze.










Przy okazji - odkryłam, że dzierganie tą włóczką jest o wiele łatwiejsze na drutach drewnianych. Włóczka się tak nie ślizga, więc można dziergać szybciej bez obawy, że chwila nieuwagi a robótka spadnie z drutów.  Nie mierzyłam wymiarów gotowej chusty, ale jest dość spora. Z pewnością da się nią zamotać.
  Jestem z siebie nieukrywanie dumna. Jeszcze pół roku temu nie potrafiłam dziergać trójkątnych chust, a wszelkie wzory począwszy od Gail były dla mnie marzeniem. Udało mi się :)
















piątek, 28 grudnia 2012

Pixie Dress vol.2

Pamiętacie jeszcze sukienkę? Już wtedy pisałam, że mam zamiar przerobić ją na spódnicę. Okazało się jednak, że nie będę musiała tego robić sama, z pomocą bowiem nadeszła mama. Trochę czasu minęło, ale oto i jest w wersji odmienionej:

 Oprócz wszycia gumki  mama dorzuciła kilka płatków w kolorze butelkowej zieleni, dzięki czemu jest nieco gęściejsza i mniej przezroczysta. Zdjęcie nie oddaje efektu, widać go nieco na zdjęciu jeszcze w wersji sukienkowej - czyli przód jest krótszy od tyłu spódniczki. Jest zwiewna, frywolna w sam raz na majowy Beltaine.
 Ma w sobie coś, co w rzeczach spod znaku "pixie" lubię najbardziej - pewne mrugnięcie okiem w stronę panującej mody. To trochę tak jakby noszenie jest było swoistą manifestacją - jestem dzieckiem kwiatem i nie wiem, co to powaga. Wiem za to, co to wiatr we włosach i taniec do utraty tchu.

Przy okazji chwalę się, bo moja teściowa w tym roku trafiła w 10. z prezentem gwiazdkowym i dostałam: kamizelkę! Dokładnie taką jaką szukałam (a o niczym jej nie mówiłam). Więc dorzucam dwa zdjęcia mojej średnio udanej aranżacji stroju na, np. święto Beltaine.

 (średnio udanej, ponieważ nie posiadam manekina)



środa, 26 grudnia 2012

Gail No.3 + rudości


Gail dziergała się z włóczki Drops Lace w kolorze fioletowym (4400) na drutach 2,5 mm w prezencie dla Kasi.



Rudości to Magic Fine (YarnArt) w kolorze 552. Z założenia miała być prosta i taka też jest. Prezent dla babci Patryka. Zużyłam cały motek, więc chustą da się omotać cały raz.

A teraz, korzystając z pierwszego w swoim krótkim życiu L4 (grypa) siedzę i dziergam Haruni  i idzie mi dość dobrze, lepiej niż przewidywałam. Wzór dzięki tłumaczeniu Maknety okazał się niemal banalnie prosty (w okolicach 21. rzędu pojawił się problem dodatkowych oczek, ale dzielnie przebrnęłam dalej). Dzisiaj powinnam zabrać się za bordiurę. A jak tylko skończę czeka mnie kolejna Pixie Hat i rękawiczki. I pod koniec roku wielki powrót do swetra Patryka.

W tym tygodniu pewnie jeszcze poprawie to i owo w poście dotyczącym  książek, które przeczytałam w tym roku, więc oczekujcie go w okolicach piątku.

niedziela, 16 grudnia 2012

Przedświątecznie

Po raz pierwszy postanowiłam kilka prezentów wydziergać osobiście, więc ostatnim czasy mój dzienny harmonogram jest napięty i wszystko dzieje się na szybko. Wczoraj Patryk przywiózł naszą pierwszą wspólną choinkę. Od razu ją ubraliśmy, jak się okazało, ku uciesze Szyszki, która nawet w tej chwili pod nią śpi ;) Jak widać na załączonym obrazku nie obyło się bez bałaganu, trzeba będzie zrobić jakieś zabezpieczenie by nie właziła do doniczki i nie rozrzucała piasku po pokoju.

By jednak nie było, że wszystkie wydziergane rzeczy będę pokazywała po świętach muszę się przyznać do czegoś. Gdy w wydzierganej przez siebie pixie hat poszłam do pracy koledze spodobała się tak bardzo, że poprosił o wydzierganie mu takiej.  Spodobała mu się także włóczka, więc sam wybrał tą samą Malabrigo Worsted, w kolorze Vaa. Nie mam zdjęć czapki na właścicielu, ale jakieś zdjęcia tam mam i pokazuję:




piątek, 30 listopada 2012

Pixie Hat

A ja znów na szybko i znów przed pracą i można pomyśleć, że ciągle się śpieszę, ale to dość sfałszowany obraz rzeczywistości.  Oto i kolejny post z dedykacją dla Kruczej, której także już wysyłam maila z odpowiedzią na pytanie. Jestem mistrzynią robienia z jednego wieczoru dwóch dni. W jakim znaczeniu? Krucza wie.

Robótkowo zagrzebałam się w swetrze, który jednak okazał się kamizelkę. Dostałam włóczkę od teściowej na sweter dla siostrzeńca Patryka, ale włóczki mi zabrakło, a że jest to włóczka niewiadomego pochodzenia oraz składu to teraz muszę spruć to co zrobiłam by kamizelka miała dekolt w serek. Nie lubię tego.

Dzisiaj również zaczynam sweter dla Patryka. Można powiedzieć, że to będzie moja pierwsza poważna praca spod znaku "aran knitting" ale więcej na razie nie zdradzę.

Ok, a teraz czas na meritum, którym jest...







Pixie Hat

Jej zrobienie okazało się łatwiejsze niż przewidywałam. Powiedziałabym nawet, że jest banalnie prosta ;) Brzegi przerabiałam ściegiem ryżowym a zamiast pasków dorobiłam warkocze. Mam do nich słabość.
Przy okazji nauczyłam się zamykać oczka za pomocą trzeciego drutu. Od teraz moje życie nie będzie już takie samo.

Technicznie: druty 5,5 mm
Włóczka: Malabrigo Worsted Verdes + Malabrigo Rios Solis - resztki

piątek, 9 listopada 2012

Forest Leaves cowl

Czyli kolejne wydanie tego samego, liściastego wzoru, którym się dzielę, chociaż nikt mnie o to nie prosił.


Objaśnienia poszczególnych symboli można znaleźć tutaj
Od siebie dodam, że 
http://szawl.eu/chart/ Knitting chart generator
- dwa oczka razem od spodu jak w tym filmiku

http://szawl.eu/chart/ Knitting chart generator
- dwa oczka razem na prawo

Włóczka to Malabrigo Rios Solis. Tak, wiem, miałam z niej wydziergać czapkę, ale plany się zmieniły i powstał komin. Ostatni rząd liści przerobiłam wykorzystując coś w rodzaju rzędów skróconych by pojedynczy motyw liścia został skończony. Oczywiście wymagało to dużo pracy, szczególnie przy wykończeniu (chowanie nitek każdego liścia z osobna). Ale z efektu końcowego jestem zadowolona. Ma w sobie pewną fantazję, by nie powiedzieć, że ulegam wpływom druidyzmu w dzierganiu, chociaż kto wie? :) 
Komin powstały z Malabrigo Worsted Verdes tym samym postanowiłam spruć i zrobić z niego czapkę. O taką.


Jeśli zaś chodzi o włóczkę - bo już zapomniałam, że dawniej pisałam na tym blogu swoje opinie na temat włóczek - Malabrigo Rios jest mega mięciutka, przyjemnie się z niej dzierga, dobrze reaguje na blokowanie i generalnie, jak na Malabrigo przystało, jest to kolorystyczne cudo. Nie mam wątpliwości, że grzanie też będzie ok. 

sobota, 3 listopada 2012

Rok robienia na drutach :)

3 listopada 2011 roku opublikowałam pierwszego posta pod znakiem dziewiarstwa/knitting'u z tej okazji postanowiłam pochwalić się swoim dziewiarskim dorobkiem tego roku.



Nie jestem z siebie dumna, chociaż nie chcę też być wobec siebie nazbyt surowa. Uwzględniając, że rok wcześniej nie odróżniałam oczek prawych od lewych teraz wiem o niebo więcej, ale to i tak niewiele. Z całą pewnością zostałam włóczkoholiczką i świadczy o tym około 4 kg włóczek, które zgromadziłam. Póki co nie czuję potrzeby opamiętania się i w listopadzie mój zbiór się powiększy o kolejne włóczki, w końcu należy wykorzystać uzyskane rabaty zanim przepadną :) (każdy powód jest dobry?)

W tym czasie moja biblioteczka została wzbogacona o dwie dodatkowe pozycje, z których mam nadzieję się dowiedzieć jeszcze więcej.



Ostatni tydzień jeśli chodzi o dzierganie był dla mnie surowy i nie miałam zbyt wiele czasu, a ten który miałam wykorzystałam na czytanie oraz uszycie dwóch śmiesznych kapeluszy dla czarownic.


Tymczasem znikam i życzę sobie i Wam, by ten kolejny rok zaowocował w same piękności, projekty, które ucieszą oczy i dadzą satysfakcję.





piątek, 26 października 2012

Drugie życie włóczki

Na początek był pomysł na kolejny komplet dla kolejnej siostrzenicy. Paulinka jako najstarsza z dziewczynek będzie czekała najdłużej, więc zasługuje na coś specjalnego, a że motyw liści chodził mi po głowie od jakiegoś czasu zaczęłam szukać. W książce "400 splotów na drutach" pojawiają się liście, ale w dziale wzorów ażurowych, więc nie bardzo nadających się na zimę, na czapkę czy szaliczek. W kolejnej książce "Druty bez problemów" znalazłam kilka liści, ale pojedynczych. Dalej szukałam w Internecie, ale wszystko co znalazłam było po angielsku (na przykład ta czapka), więc postanowiłam sama narysować wzór na podstawie pojedynczego liścia z w/w książki. Narysowałam i zaczęłam dziergać.
Wydziergałam to:




Drugie życie włóczki, ponieważ z założenia miała to być jedynie próbka. Miałam dwa kłębki mniej więcej 3 cm średnicy włóczki Alize Cashmira Batik Design i nie sądziłam, że wyjdzie mi z tego aż tyle. Zaliczam więc go do gotowych udziergów. Przy okazji przypomniałam sobie, że bardzo lubię to włóczkę mam więc w planach nabycie kolejnych motków :) 

Właśnie przenoszę wzór liści z kartki za pomocą tego programu, więc gdyby ktoś chciał wypróbować proszę śmiało pisać ;) 

Szyszka oczywiście dzielnie pomagała. 



poniedziałek, 22 października 2012

Niekompletne* komplety x 2

Ostatni tydzień minął zbyt szybko, ale miłe chwile już tak mają. Tydzień z dala od Warszawy uświadomił mi jak bardzo nie lubię życia tutaj toteż znów zaczęłam kombinować co zrobić by się stąd wyrwać. Tydzień urlopu, który poświęciłam na różne miłe zajęcia i znalazło się wśród nich również dzierganie. Toteż poczyniłam:


Czapkę i komin dla Martynki. Włóczka to Magic Yarn Art w kolorze 601

Oraz


Czapkę i komin dla Malwinki z tej samej włóczki w kolorze 597

A tutaj kilka zdjęć z sesji czapkowej






* niekompletne ponieważ muszę jeszcze poczynić o nich rękawiczki. 

A tutaj jeszcze przedstawiam Szyszkę

\

Szyszka to skrzyżowanie kota perskiego z kotem syberyjskim. Póki co ma spokojne usposobienie, jest towarzyska i ciągle mruczy. 


Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...