czwartek, 16 czerwca 2016

Little lira

Szaleństwo skarpetkowe trwa, z drutów zeszła kolejna para a potem jeszcze jedna. Żeby jednak nie przynudzać na blogu, bo i tak nie mam porządnych zdjęć tychże skarpetek, to dzisiaj zaprezentuje sweterek, który wydziergałam już dawno temu a przy okazji podzielę się przemyśleniami na temat, który stał mi się bliski w ubiegłym roku, gdy dowiedziałam się że jestem w ciąży.

Mianowicie chodzi o dzierganie dla dzieci, szczególnie tych najmniejszych, niemowlaków, wręcz noworodków. Zacznę od tego, że nie dziergam z akrylu, szkoda czasu i koniec. Wiem, że w Polsce jest całe mnóstwo osób, które uważa, że jeśli włóczka dla niemowlaka to tylko akrylowa. Pocieszające, że jeszcze wchodzi w grę bawełna, choć niewielkie to pocieszenie, bo włóczki bawełniane z którymi miałam do czynienia nie były szczególnie miękkie. Ale wełna dla dziecka? Nigdy! Przecież delikatna skóra i tak dalej. Spójrzmy prawdzie w oczy. W dzisiejszych czasach wełna to nie tylko ta gryzącą, przaśna prosto od polskich owieczek.  Wybór jest ogromny i nie twierdzę że wszystkie włóczki wełniane nadają się dla dzieci bo części z nich sama nie toleruje na skórze. Moim faworytem jest Drops Baby Merino, dobra włóczka w bardzo przystępnej cenie. Ola i jej kuzynka Julia nosiły ciuszki z tej włóczki bez żadnych oznak dyskomfortu z tego powodu, w tym także czapki. Także polecam wyjść poza utarte schematy.

Sweterek, który chciałabym dzisiaj zaprezentować także jest z wełny merynosów  ale tutaj w wydaniu nieco grubszym, dziergany w ramach testu wzoru dla Polka knits. 

Musicie przyznać, że sama słodycz :)

W tym kardiganie uwielbiam wszystko - począwszy od pięknego warkocza z oczkami przekręconymi po konstrukcje typu "open fronts" która jest idealna w przypadku sweterka na wiosnę/lato i w końcu bardzo pomysłowe zakończenie ściągaczy.

 Najbardziej jednak podoba mi się to, że jest całkowicie bezszwowy. Jestem pełna podziwu dla własnej matki, która dziergała i dzierga swetry w kawałkach i potem pieczołowicie je zszywa. To zdecydowanie nie dla mnie.
W dzierganiu dla dzieci fajne jest to, że są to rzeczy tak małe, że wciągu zaledwie dwóch dni można wydziergać całość, choć gdyby tak sprężyć ruchy to może starczyłby i jeden dzień? :)


Żal jedynie, że dzieci tak szybko rosną i sweter, który był dobry wiosną na jesień będzie już za mały, choć stwarza to okazję do wydziergania kolejnego, prawda? Ten kardigan na pewno doczeka się większej odsłony.

Podsumowując: 
Przy okazji dziergania dla dzieci chciałabym zainteresować moje czytelniczki akcją, w której biorę udział. Chodzi o dzierganie/szydełkowanie dla podopiecznych hospicjum Perinatalnego Gajusz w Łodzi, potrzebne są kocyki, rożki, czapeczki odpowiednio malutkie dla hiperwcześniaków. To rzeczy tak minimalne, że wystarcza kilka/kilkanaście gram włóczki, więc można spokojnie wykorzystać resztki, ważne by były to włóczki delikatne dla skóry dziecka i w miarę cienkie (do 300 metrów/100gram). Więcej informacji można znaleźć w grupie na facebook'u Tęczowy kocyk (klik). 

środa, 8 czerwca 2016

Chusta Brokilon

Musiałam trochę poczekać by móc napisać ten post, ze względu na termin ukazania się wzoru, który testowałam, ale skoro ten ujrzał już światło dzienne to i ja mogę pochwalić się swoją chustą - Brokilon.



Gdy na marcowym spotkaniu z dziewczynami zobaczyłam z jakiej pięknej włóczki dzierga Agata wiedziałam że stworzy cudo, więc gdy tylko padło hasło testowanie - wiecie jak to jest. Musiałam :)

Kusiło by sięgnąć po tą samą włóczkę, ten sam kolor. Ale jednak jest jakaś iskra własnego twórczego zapału, więc wyciągnęłam dwa motki włóczki do farbowania i spróbowałam własnych sił w tej dziedzinie. Z jakim efektem? Sami oceńcie.


 Ja jedynie powiem, że to moje pierwsze farbowanie "z gara" i efekt nie jest do końca taki jaki sobie zaplanowałam, ale wiadomo, że nie od razu Kraków zbudowano. Także na pewno będę farbować dalej, mam jeszcze dwa motki tylko farby mi się skończyły i wypadałoby zamówić kolejne. A dodam jeszcze, że akurat w tym kolorze podoba mi się jak różnie się prezentuje w zależności od światła - czasami jest mocno zielony, a czasami wręcz przechodzi w niebieski.



Jeśli chodzi o sam wzór to moja miłość do wszystkiego co liściasto-leśne jest niezmiennie tak samo ogromna. Przyznaję, że czasami chodzą mi po głowie myśli typu "nie jesteś za stara by bawić się w elfa i zakładać takie rzeczy?" I nie wiem, jestem? Może i czas odłożyć na bok moje zwiewne kiecki w kolorach zieleni, ale moje liściaste chusty zostają ze mną i nikomu ich nie oddam!

Ostatnio na forum Knitting in Poland (ravelry) toczyła się dyskusja na temat noszenia chust, czy w ogóle dzierganych rzeczy. I wypowiadając się w tym temacie - najchętniej nosiłabym je wszystkie, a tak noszę w zależności od potrzeb i nastroju, latem także.


Co bardzo mi się spodobało w tym wzorze to to że jest to wzór z pewną historią, stoi za nim jakaś opowieść, która porusza wyobraźnię i dla mnie to coś tak niesamowicie fajnego, że daje tej chuście ogromny plus.

Technicznie:

A Brokilon wzięło się z sagi Wiedźmina, więc kolejny duży plus. Pierwszy raz z twórczością Sapkowskiego zetknęłam się pod koniec gimnazjum podbierając książkę wypożyczoną przez siostrę. To był tylko początek mojej fascynacji światem Wiedźmina i gdyby jakiś czas temu nie ukazała się kolejna książka (Sezon burz) to mogłabym powiedzieć, że przeczytałam od początku do końca jeszcze w liceum, a tak to cała seria stoi na półce i czeka aż ponownie zanurzę się w tym świecie. Sapkowski to jednak nie tylko Wiedźmin (wbrew pozorom) i jedno z jego opowiadań jest na liście moich ulubionych utworów.
Przypominał mi się ciekawy cytat, który jeszcze w liceum zapisałam sobie w kalendarzu Sapkowskiego właśnie:
"A czy zdarza się Panu czasem tkwić nad klawiaturą i czekać na inspirację?"
"Nie zdarza się, bo nie chodzi o inspirację, tylko o pracę. Trzeba się zmusić, zerwać z lenistwem. Pracować, nie czekać na natchnienie! Bo to nigdy samo nie przychodzi"
Historia i fantastyka Sapkowski & Bereś, str. 284, Supernova, Warszawa 2005

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...