środa, 29 września 2021

Przepis na skarpetki, cz.2 - Włóczki

Długo zbierałam się do napisania o włóczkach, a to dlatego, że ten temat z pozoru prosty wcale nie jest łatwy. 

Dlaczego? Skoro wszystko można wrzucić do jednego worka o nazwie "włóczki skarpetkowe" i po temacie. Mnie to uproszczenie nie zadawala, więc postanowiłam wejść głębiej w temat. Co kryje się pod hasłem "włóczek skarpetkowych"?

Włóczkom skarpetkowym można przypisać dwie charakterystyczne cechy, które czynią je odpowiednimi do dziergania akurat tej części garderoby. Pierwsza cecha to dodatek nylonu/poliamidu -  jest to włókno syntetyczne o dużej wytrzymałości, dodane do naturalnego włókna jakim jest wełna służy wzmocnieniu i zapobiega szybkiemu przecieraniu się skarpet w newralgicznych miejscach. Dodatek nylonu do wełny oscyluje zazwyczaj między 25 a 20 %. Jestem ogromną fanką naturalnych włóczek wełnianych, rustykalnych i pochodzących z odpowiedzialnych hodowli, ale cenię sobie zdrowy rozsądek. Wolę cieszyć się ręcznie wydzierganymi skarpetkami wiele lat, bez obaw nosić je w różnym obuwiu, w przeróżnych okolicznościach niż zastanawiać się, czy siatka moich adidasów spowoduje brzydkie zmechacenie pięty, albo czy w moich zimowych butach podeszwa moich skarpet po prostu się sfilcuje.

Drugą charakterystyczną cechą włóczek skarpetkowych jest grubość. W angielskiej terminologii dziewiarskiej jest to fingering albo light fingering i znaczy to tyle, że w 100 gramach powinno się znaleźć około 400 metrów włóczki, w zależności od producenta jest to czasem kilka/kilkanaście metrów więcej, rzadziej mniej. Większość wzorów dziewiarskich na skarpety zaprojektowane zostały z użyciem włóczek o tej grubości. Nie znaczy to oczywiście, że nie można wydziergać skarpet z grubszej włóczki, ale bardzo ciężko znaleźć grubszą włóczkę o składzie wełna/nylon. 

Muszę dodać jeszcze jedną ciekawą cechę włóczek skarpetkowych, choć nie wszystkie włóczki skarpetkowe ją posiadają i w sumie nie dotyczy ona tylko włóczek skarpetkowych jako takich. Mowa o procesie, który czyni włóczkę zdatną do prania w pralce - w angielskiej terminologii superwash.  To proces chemiczny, który zamyka łuski włóczki tak, by w praniu nie ulegała sfilcowaniu. To bardzo ogólny opis, większość włóczek skarpetkowych będzie z wełny superwash, ale nie wszystkie i warto mieć to na uwadze.

 

To na tyle jeśli chodzi o teorie. 

Dziergam i użytkuję swoje wełniane skarpety od lat i w tym czasie zdążyłam wyrobić sobie już trochę opinii na temat włóczek skarpetkowych, z których miałam przyjemność dziergać.

Zitron Trekking i Trekking Tweed to włóczki niemieckiego producenta posiadające w składzie 75 % wełny superwash i 25 % poliamidu.  Z tej włóczki wydziergałam swoje pierwsze skarpety i po wielu latach nadal wyglądają idealnie, a beztrosko piorę je w pralce. Przydało by im się może delikatne golenie zmechaceń, ale biorąc pod uwagę, że nosiłam je nawet w pracy (w obuwiu BHP) to nie mam nic do zarzucenia tej włóczce. 

Drops Fabel ma taki sam skład jak włóczki powyżej, ale w odróżnieniu od Trekkinga można ją dostać jedynie w motkach 50 gramowych, co wystarczy na krótkie skarpety w rozmiarze 38-39 albo potrzebujemy dwóch motków. Wydaje się nieco mniej niezniszczalna od Trekkinga, ale nadal świetnie się sprawdza w codziennym noszeniu i również dzielnie znosi pranie w pralce. 

Lang Yarns Jawoll Superwash - to kolejna ciekawa włóczka o składzie 75/25 godna polecenia, o tyle ciekawa, że jako jedyna kryje w sobie pewną niespodziankę w postaci małej szpulki dodatkowej cieńszej nitki do dodatkowego wzmocnienia pięty, albo paluszków. Oczywiście nic za darmo, bo kosztem właściwego motka, który waży około 45 gram. Sama nie używam dodatkowego wzmocnienia dla moich skarpet, ale szpulki przydają mi się czasem przy cerowaniu sklepowych skarpet mojej córki. 

Woollala Sock Merino i Twist&Sock - nie będę ukrywać, że to moja ulubiona włóczka skarpetkowa w kategorii ręcznie farbowanych. 75 % merino superwash i 25 % nylonu, jest fantastyczna do przerabiania, a kolory, które Wiola wyczarowuje w swojej pracowni zachwycają i sprawiają, że każda para skarpet jest niepowtarzalna. To włóczka z wyższej półki cenowej, ale warta każdej złotówki.

Filcolana Arwetta Classic -  sam producent określa tę włóczkę jako przeznaczoną dla dzieci, ale 20 % dodatek nylonu sprawia, że równie dobrze sprawdza się w skarpetach. Jest niezwykle miękka i puszysta, wybór kolorów trochę onieśmiela i każdy z pewnością znajdzie taki, w którym zakocha się po uszy.

Retrosaria Mondim - nie jest to typowa włóczka skarpetkowa, nie posiada w swoim składzie dodatku nylonu. Mondim to 100 % wełna pochodząca z Portugalii. Uwielbiam jej rustykalny charakter i bardzo ciekawe kolory. Przyznam, że trochę się obawiam tego braku nylonu w tej włóczce, więc traktuję skarpety, które z niej zrobiłam z delikatnością i póki co grzeją mi stópki tylko w warunkach domowych. 

Slavica Yarns Domovik i Domovik HT - to kolejne ręcznie farbowane włóczki z naszego polskiego podwórka dziewiarskiego. Pracuję się z nimi super fajne, kolory (szczególnie moje ulubione zielenie) są niesamowite, ciekawe i niespotykane nigdzie indziej. Tak samo jak w przypadku włóczek od Woollala to wyższa półka cenowa, więc trochę żal wrzucać mi je do pralki i piorę je ręcznie. 

Na koniec wspomnę o włóczcę Scheepjes Metropolis, z której wydziergałam w zeszłym roku kilka par skarpet i początkowo bardzo ją chwaliłam. Dziś uważam, że za tę cenę można kupić włóczkę lepszej jakości, z której skarpety będą nam służyły o wiele, wiele dłużej. Głównym bowiem mankamentem Metropolis jest jej nietrwałość i szybkie mechacenie. 

 

To oczywiście tylko początek, zaledwie parę propozycji z całego morza możliwości do wyboru. Nie da się napisać o wszystkich włóczkach, bo ile z nich nadal przede mną do wypróbowania? Ile razy jeszcze zmienię zdanie i znajdę nowych ulubieńców? Myślę, że każda dziewiarka musi po prostu próbować różnych włóczek, różnych włókien i szukać swojego własnego świętego Graala. Inaczej się nie da. Jeśli jednak moim postem wskazałam drogę, kierunek, w którym można podążać, to wykonałam swoją pracę.

1 komentarz:

  1. No i dałam się namówić, kupiłam cztery motki Trekking Tweed... Będą skarpetki!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na blogu. Dzięki nim wciąż mam energię by kontynuować pisanie bloga.

Przepis na porażkę

Po kolejnej długiej nieobecności wracam z formą nietypową, choć uprawianą na tym blogu w dawnych czasach. Odesłałam krytyka, który kazał mi ...